niedziela, 4 marca 2018

-5- Mam go uświadomić?

Pracująca załoga, Hanji i te osoby, które krzątały się wokół nowo powstałych drewnianych domków, jak jeden mąż zaczęły się gapić na przybyłą z lasu dwójkę mężczyzn. Jednym z tych mężczyzn był ich ulubiony kapitan, ale tym razem to nie jego wybitna osoba stała się obiektem powszechnej fascynacji. Ackerman był tego świadom. Gdy wyszli już na ogrzany słońcem piasek, dało się słyszeć masowy wstrzymywany dech oraz wychodzące z gardeł jęki zaskoczenia. Nawet o wszystkim powiadomiona Zoe stał w bezruchu z coraz to bardziej poszerzającym się uśmiechem, który za chwilę mógł rozerwać jej policzki. Levi nic sobie z tego nie robiąc i nadal nie puszczając dłoni Erena, pociągnął chłopaka w kierunku przycumowanego do wybrzeża statku. Miał totalnie gdzieś nachalne i zaszokowane spojrzenia. Teraz liczył się tylko jeden człowiek na całym zasranym świecie, a zwłaszcza na wybrzeżu.
Ukradkiem zerknął na Erena i już wiedział, że zafascynowanie nowym mieszało się u niego z płochliwą naturą niecywilizowanego człowieka. Levi musiał go szybko zaciągnąć w odludne miejsce, aby nie obciążać zbytnio chłopca. Już za wiele miał zmartwień, a Ackerman nie mógł przewidzieć zachowania załogi. Mogliby podbiec do nowoprzybyłego i zacząć bombardować Ackermana niewygodnymi pytaniami na temat tubylca, tym samym wprowadzając Erena w większe zaniepokojenie. Dlatego zawyrokował, że odpowiednim dla Erena miejscem będzie jego kajuta. Oczywiście nie ukrywał, że chciał mieć szatyna pod ręką, ale fakt, że musi chronić chłopaka przed innymi był decydujący w jego postanowieniu.
Gdy znajdą się już w bezpiecznym pomieszczeniu, później jak Eren lekko ochłonie, sprowadzi czterooką, aby zajęła się jego edukacją i może… ubiorem? Chociaż… Czy naprawdę chciał, aby Eren pozbawił go takiego widoku? Wyrzeźbiony brzuch, dobrze zarysowana klata, wystające obojczyki i ta opalenizna, która mogła być naturalna, lub spowodowana działaniem słońca przez lata w dziczy bez żadnego kremu, czy lepszego odzienia - to wszystko sprawiało, że Levi mruczał w duchu z uznaniem i uwielbieniem dla jego urodziwej budowy.
Mógłby mieć takie widoczki na co dzień, ale bardziej nie chciał, aby irytujące go spojrzenia reszty załogi mogły bezkarnie taksować jego Erena. Tak - jego Erena! Postanowił przygarnąć tego chłopaka i wychować go jak na człowieka przystało, dlatego nie skąpił w określeniu Erena swoim.
Gdy zamknął już za chłopakiem masywne drzwi swojego pomieszczenia kapitańskiego, pojął z opóźnieniem, że znajdują się w odludnym miejscu, położonym w samym centrum terytorium Ackermana.
Zaintrygowany szatyn będąc całkiem nieświadomym bezwstydnych myśli Levia, przechadzał się po pomieszczeniu, badając gładkimi - o czym zdążył się przekonać Ackerman - palcami polakierowane ciemne meble, puszysty granatowy dywan, powierzchnię szkła okna, a zwłaszcza teksturę jego dokumentów. Levi zignorował naruszenie jego nienagannego porządku, zachodząc Erena od tyłu i spoglądając mu przez ramię. Chłopak właśnie trzymał oficjalne rozporządzenie wyprawy zorganizowanej przez jego przełożonego - Erwina Smitha. Nie chciał o nim teraz rozmyślać, mając przed sobą smukłe plecy i ten seksownie ukształtowany tyłeczek odziany jedynie w beżową skórę.
Chłopak odwrócił się szybko do Ackermana, wyczuwając powiew ciepłego powietrza na karku. Uśmiechnął się niepewnie, wskazując na kartę, a raczej na umieszczonej na niej elegancko napisane litery. Zmarszczył brwi w niezrozumieniu, wzdychając z niezadowoleniem.
-Wiem, Eren – mruknął Levi. Wiedział, że Eren również męczy się z tą postawioną między nimi granicą. Wyjątkowo upierdliwe były ich próby w zrozumieniu słów tego drugiego. - Ale i na to coś zaradzimy.
I znów niepowodzenie.
Przymknął z irytacją oczy, mając jeszcze pod powiekami widok zmieszanego chłopaka, nerwowo drapiącego ramię. Odrzucił od siebie niechciane myśli i irytację na te przeciwności, ponownie mierząc się z tym świetlistym złotem. Eren wpatrywał się w niego, przejeżdżając zainteresowanym spojrzeniem od stóp do głów, zatrzymując się na wyposażeniu i innych dodatkach. Najwięcej czasu poświęcił na analizie jego żabotu. Ackerman prychnął rozbawiony, po chwili rozwiązując materiał pod szyją.
- Żabot - wskazał na materiał, podsuwając go Erenowi. Chłopak zamrugał dwukrotnie, wyciągając niepewnie dłonie. Biały skrawek bardzo odznaczał się na ciemnej skórze.
- Ż…ż…ż… - powtarzał pierwszą literę, układając śmiesznie usta, które ukazywały zaciśnięte szczęki. - Ż…Ża…Żabo…t - wycedził wreszcie, zabawnie dołączając ostatnią literkę do wymawianego wyrazu. Ackerman tłumił śmiech, ale postanowił nie powstrzymywać uśmiechu. Pokiwał twierdząco głową, na co zadowolony chłopak wypiął dumnie pierś.
- Ża…bot- wypowiedział ponownie, ale już płynniej. - Żabot, żabot, żabot…
-Tak, tak - potwierdził Levi, unosząc oczy w niemym pobłażaniu. Chłopak ekscytował się jak najzwyklejszy bachor i nie widać było różnicy przez jego pochodzenie. – Żabot – potwierdził jeszcze raz, zabierając swoją własność, ale już jej nie zakładając. Położył materiał na biurku, wyciągając dłoń do chłopaka. - A teraz chodź, Eren.
Chłopak nie wiedział, o co chodzi, ale zareagował na swoje imię. Ackerman musiał naprawdę ze sobą walczyć, aby nie porównywać Erena do małego, posłusznego psiaka, który kroczy za swoim panem, rozpoznając, jak na początek jedynie swoje imię. To tak, jakby czekał, aż mężczyzna nauczy go nowych sztuczek, a tymi sztuczkami było - nauczenie go języka Ackermana i pokazanie świata z jakiego pochodził Levi.
Poprowadził chłopaka do, stojącej przy oknie, sofy, wskazując na nią dłonią.
- Kanapa - wyjawił jej tajemniczą dla szatyna nazwę, siadając na niej. – Chodź. - Wyciągnął w jego stronę dłoń, czekając na jego reakcję. Chłopak zawahał się, ale po chwili złączył ich palce i pokierowany przez Ackermana usiadł na miękkich poduszkach. Widocznie zbyt miękkich - bo jak to mały chłopiec - musiał pounosić swoje bioderka, by ponownie opuścić je na kanapę. Chichocząc, wprawiał w ruch poduszki, co Levi przyjął z lekkim prychnięciem.
- Bachor - podsumował jego zachowanie, ale z rozbawieniem. Wszystko dla tego smarkacza był nowe i pociągające, ale dla Levia pociągająca była pewna osóbka. - No już, już - zastopował zachwyconego chłopaka, chwytając jego ramiona, przez co nie mógł się już unieść.
Przekręcił go do boku, przez co jego noga trafiła na kanapę. Chłopak poprawił się na siedzeniu, wsuwając ów nogę pod siebie. Dziwnym trafem Ackerman nie przejął się tym, że jego brudna - jak to po bieganiu w bezdrożnej dziczy - stopa trafiła na jego, do niedawna czysty, mebel. Za to wpatrywał się w jego szeroki uśmiech i lekkie rumieńce na polikach. Zachciał jeszcze raz usłyszeć ten perlisty śmiech i podejrzewał, że miał na to duże szanse. Pochylił się nad chłopakiem, sprawiając, że ten opadł zaskoczony na poduszki. Levi uśmiechnął się szelmowsko, po chwili zbliżając swoje usta do, zakrytego przez brązowe kosmyki, ucha. Delikatnie odgarnął jego miękkie w dotyku włosy, szepcząc zmysłowo:
- Jeszcze nie teraz, Eren, ale kiedyś powtórzymy tą pozycję w innej sytuacji – wypowiedział, tą okrytą tajemnicą, obietnicę i odchylił się niewinnie uśmiechnięty. Dzięki temu dostrzegł niepewność chłopaka, która już po chwili została zastąpiona przez gwałtowne napady śmiechu.
- Levi!!! - krzyczał i popiskiwał, kiedy chłodne palce Ackerman łaskotały jego odsłonięte ręce i brzuch, przez co wiercił się i wyrywał, jakby wpadł po brzegi w mrowisko. - Levi!!!
Najdziwniejsze było to, że brunet zawtórował Erenowi. Zaczął, co jakiś czas, śmiać się zwycięsko, gdy z gardła szatyna wychodził bardzo pociągający jęk.
Kontynuował torturowanie obnażonego ciałka Erena, dopóki postanowił się nad nim łaskawie zlitować.  Przestał go łaskotać, gdy spomiędzy warg otrzymał w zapłacie jeszcze kilka uroczych pisków i westchnień. Zmęczony chłopak - całkowicie zdominowany przez zabawę Ackermana - wtulił się w oparcie kanapy, przymykając oczy. Oddychał szybko, a rumieńce na policzkach jedynie się pogłębiły, jednak mimo tych bezdusznych zabiegów Ackermana nadal się uśmiechał.
Levi, nadal pochylony  nad chłopakiem, spoglądał na tą anielską twarzyczkę okoloną brązowymi kosmykami. Wspomniał ich pierwsze spotkanie, a teraz jeszcze bardziej się upewnił co do wyjątkowości Erena. Nie mógł i nigdy nie będzie w stanie go zabić. Przesunął jeszcze raz dłonią po jego ciepłym policzku, gdy do kajuty wpadła zdyszana Hanji.
- Leeeviiiś!!! – krzyknęła, przeciągając samogłoski, lecz momentalnie zamilkła, wpatrzona w zaistniałą scenkę. Uśmiechnęła się podejrzliwie, zapewne mając na uwadze leżącego pod Akermanem Erena oraz to, gdzie dłoń jej kapitana się znalazła. - Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam? - zapytała niewinnie, poprawiając trzymany w dłoniach stos podręczników.
Levi jedyne uniósł brew, poprawiając się na kanapie. Usiadł już normalnie, dostrzegając kątem oka, jak Eren idzie w jego ślady. Chłopak wcisnął się w róg sofy, podkulając nogi do piersi. Rzucał przy tym zlęknione spojrzenia w kierunku Hanji oraz takie błagalne do Levia. Chłopak nie musiał o nic prosić, Ackerman bez tego miał zamiar go chronić. Mimo tego miło było popatrzeć na te nieme prośby w złotych oczach.
- Ty zawsze we wszystkim przeszkadzasz - westchnął ciężko Ackerman, unosząc się z trudem. - Masz chociaż pewność, że nauczysz go naszego języka? – zapytał z lekkim sceptycyzmem.
- Oczywiście!! - oburzyła się, unosząc brodę. - Daj mi z kilka miesięcy, a nasz Erenek będzie rozumiał większość naszych słów! – popukała o okładki książek, wolną dłonią poprawiając okulary.
- Nie Erenkuj mi go, czterooka - warknął Ackerman, na co Hanji zaśmiała się donośnie, rzucając ukradkowe spojrzenia na zdezorientowanego chłopaka.
- Mam tylko jedno pytanko, kapitanieee – zaczęła niewinnie, a Ackerman już wiedział, że nie przeżyje psychicznie jej wypowiedzi. Kontynuowała, podchodząc do Erena i przyglądając się – według skromnej opinii Ackermana – z zbyt bliska jego twarzy.
Dokończyła lekkim tonem, od którego Leviowi podniosło się ciśnienie:
- Mam go też uświadomić, jeśli chodzi o związki homoseksualne?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz