Pracująca załoga, Hanji i te osoby, które krzątały się
wokół nowo powstałych drewnianych domków, jak jeden mąż zaczęły się gapić na
przybyłą z lasu dwójkę mężczyzn. Jednym z tych mężczyzn był ich ulubiony
kapitan, ale tym razem to nie jego wybitna osoba stała się obiektem powszechnej
fascynacji. Ackerman był tego świadom. Gdy wyszli już na ogrzany słońcem
piasek, dało się słyszeć masowy wstrzymywany dech oraz wychodzące z gardeł jęki
zaskoczenia. Nawet o wszystkim powiadomiona Zoe stał w bezruchu z coraz to bardziej
poszerzającym się uśmiechem, który za chwilę mógł rozerwać jej policzki. Levi
nic sobie z tego nie robiąc i nadal nie puszczając dłoni Erena, pociągnął
chłopaka w kierunku przycumowanego do wybrzeża statku. Miał totalnie gdzieś
nachalne i zaszokowane spojrzenia. Teraz liczył się tylko jeden człowiek na
całym zasranym świecie, a zwłaszcza na wybrzeżu.
Ukradkiem zerknął na Erena i już wiedział, że
zafascynowanie nowym mieszało się u niego z płochliwą naturą niecywilizowanego
człowieka. Levi musiał go szybko zaciągnąć w odludne miejsce, aby nie obciążać
zbytnio chłopca. Już za wiele miał zmartwień, a Ackerman nie mógł przewidzieć
zachowania załogi. Mogliby podbiec do nowoprzybyłego i zacząć bombardować
Ackermana niewygodnymi pytaniami na temat tubylca, tym samym wprowadzając Erena
w większe zaniepokojenie. Dlatego zawyrokował, że odpowiednim dla Erena
miejscem będzie jego kajuta. Oczywiście nie ukrywał, że chciał mieć szatyna pod
ręką, ale fakt, że musi chronić chłopaka przed innymi był decydujący w jego
postanowieniu.
Gdy znajdą się już w bezpiecznym pomieszczeniu, później
jak Eren lekko ochłonie, sprowadzi czterooką, aby zajęła się jego edukacją i
może… ubiorem? Chociaż… Czy naprawdę chciał, aby Eren pozbawił go takiego
widoku? Wyrzeźbiony brzuch, dobrze zarysowana klata, wystające obojczyki i ta
opalenizna, która mogła być naturalna, lub spowodowana działaniem słońca przez
lata w dziczy bez żadnego kremu, czy lepszego odzienia - to wszystko sprawiało,
że Levi mruczał w duchu z uznaniem i uwielbieniem dla jego urodziwej budowy.
Mógłby mieć takie widoczki na co dzień, ale bardziej
nie chciał, aby irytujące go spojrzenia reszty załogi mogły bezkarnie taksować
jego Erena. Tak - jego Erena! Postanowił przygarnąć tego chłopaka
i wychować go jak na człowieka przystało, dlatego nie skąpił w określeniu Erena
swoim.
Gdy zamknął już za chłopakiem masywne drzwi swojego
pomieszczenia kapitańskiego, pojął z opóźnieniem, że znajdują się w odludnym
miejscu, położonym w samym centrum terytorium Ackermana.
Zaintrygowany szatyn będąc całkiem nieświadomym
bezwstydnych myśli Levia, przechadzał się po pomieszczeniu, badając gładkimi -
o czym zdążył się przekonać Ackerman - palcami polakierowane ciemne meble,
puszysty granatowy dywan, powierzchnię szkła okna, a zwłaszcza teksturę jego dokumentów.
Levi zignorował naruszenie jego nienagannego porządku, zachodząc Erena od tyłu
i spoglądając mu przez ramię. Chłopak właśnie trzymał oficjalne rozporządzenie
wyprawy zorganizowanej przez jego przełożonego - Erwina Smitha. Nie chciał o
nim teraz rozmyślać, mając przed sobą smukłe plecy i ten seksownie
ukształtowany tyłeczek odziany jedynie w beżową skórę.
Chłopak odwrócił się szybko do Ackermana, wyczuwając
powiew ciepłego powietrza na karku. Uśmiechnął się niepewnie, wskazując na
kartę, a raczej na umieszczonej na niej elegancko napisane litery. Zmarszczył
brwi w niezrozumieniu, wzdychając z niezadowoleniem.
-Wiem, Eren – mruknął Levi. Wiedział, że Eren również
męczy się z tą postawioną między nimi granicą. Wyjątkowo upierdliwe były ich
próby w zrozumieniu słów tego drugiego. - Ale i na to coś zaradzimy.
I znów niepowodzenie.
Przymknął z irytacją oczy, mając jeszcze pod powiekami
widok zmieszanego chłopaka, nerwowo drapiącego ramię. Odrzucił od siebie
niechciane myśli i irytację na te przeciwności, ponownie mierząc się z tym
świetlistym złotem. Eren wpatrywał się w niego, przejeżdżając zainteresowanym
spojrzeniem od stóp do głów, zatrzymując się na wyposażeniu i innych dodatkach.
Najwięcej czasu poświęcił na analizie jego żabotu. Ackerman prychnął
rozbawiony, po chwili rozwiązując materiał pod szyją.
- Żabot - wskazał na materiał, podsuwając go Erenowi.
Chłopak zamrugał dwukrotnie, wyciągając niepewnie dłonie. Biały skrawek bardzo
odznaczał się na ciemnej skórze.
- Ż…ż…ż… - powtarzał pierwszą literę, układając
śmiesznie usta, które ukazywały zaciśnięte szczęki. - Ż…Ża…Żabo…t - wycedził
wreszcie, zabawnie dołączając ostatnią literkę do wymawianego wyrazu. Ackerman
tłumił śmiech, ale postanowił nie powstrzymywać uśmiechu. Pokiwał twierdząco
głową, na co zadowolony chłopak wypiął dumnie pierś.
- Ża…bot- wypowiedział ponownie, ale już płynniej. -
Żabot, żabot, żabot…
-Tak, tak - potwierdził Levi, unosząc oczy w niemym
pobłażaniu. Chłopak ekscytował się jak najzwyklejszy bachor i nie widać było
różnicy przez jego pochodzenie. – Żabot – potwierdził jeszcze raz, zabierając
swoją własność, ale już jej nie zakładając. Położył materiał na biurku,
wyciągając dłoń do chłopaka. - A teraz chodź, Eren.
Chłopak nie wiedział, o co chodzi, ale zareagował na
swoje imię. Ackerman musiał naprawdę ze sobą walczyć, aby nie porównywać Erena
do małego, posłusznego psiaka, który kroczy za swoim panem, rozpoznając, jak na
początek jedynie swoje imię. To tak, jakby czekał, aż mężczyzna nauczy go
nowych sztuczek, a tymi sztuczkami było - nauczenie go języka Ackermana i
pokazanie świata z jakiego pochodził Levi.
Poprowadził chłopaka do, stojącej przy oknie, sofy,
wskazując na nią dłonią.
- Kanapa - wyjawił jej tajemniczą dla szatyna nazwę,
siadając na niej. – Chodź. - Wyciągnął w jego stronę dłoń, czekając na jego
reakcję. Chłopak zawahał się, ale po chwili złączył ich palce i pokierowany
przez Ackermana usiadł na miękkich poduszkach. Widocznie zbyt miękkich - bo jak
to mały chłopiec - musiał pounosić swoje bioderka, by ponownie opuścić je na
kanapę. Chichocząc, wprawiał w ruch poduszki, co Levi przyjął z lekkim
prychnięciem.
- Bachor - podsumował jego zachowanie, ale z
rozbawieniem. Wszystko dla tego smarkacza był nowe i pociągające, ale dla Levia
pociągająca była pewna osóbka. - No już, już - zastopował zachwyconego
chłopaka, chwytając jego ramiona, przez co nie mógł się już unieść.
Przekręcił go do boku, przez co jego noga trafiła na
kanapę. Chłopak poprawił się na siedzeniu, wsuwając ów nogę pod siebie. Dziwnym
trafem Ackerman nie przejął się tym, że jego brudna - jak to po bieganiu w
bezdrożnej dziczy - stopa trafiła na jego, do niedawna czysty, mebel. Za to wpatrywał
się w jego szeroki uśmiech i lekkie rumieńce na polikach. Zachciał jeszcze raz usłyszeć
ten perlisty śmiech i podejrzewał, że miał na to duże szanse. Pochylił się nad
chłopakiem, sprawiając, że ten opadł zaskoczony na poduszki. Levi uśmiechnął
się szelmowsko, po chwili zbliżając swoje usta do, zakrytego przez brązowe kosmyki,
ucha. Delikatnie odgarnął jego miękkie w dotyku włosy, szepcząc zmysłowo:
- Jeszcze nie teraz, Eren, ale kiedyś powtórzymy tą
pozycję w innej sytuacji – wypowiedział, tą okrytą tajemnicą, obietnicę
i odchylił się niewinnie uśmiechnięty. Dzięki temu dostrzegł niepewność
chłopaka, która już po chwili została zastąpiona przez gwałtowne napady
śmiechu.
- Levi!!! - krzyczał i popiskiwał, kiedy chłodne palce
Ackerman łaskotały jego odsłonięte ręce i brzuch, przez co wiercił się i
wyrywał, jakby wpadł po brzegi w mrowisko. - Levi!!!
Najdziwniejsze było to, że brunet zawtórował Erenowi.
Zaczął, co jakiś czas, śmiać się zwycięsko, gdy z gardła szatyna wychodził
bardzo pociągający jęk.
Kontynuował torturowanie obnażonego ciałka Erena,
dopóki postanowił się nad nim łaskawie zlitować. Przestał go łaskotać, gdy spomiędzy warg
otrzymał w zapłacie jeszcze kilka uroczych pisków i westchnień. Zmęczony
chłopak - całkowicie zdominowany przez zabawę Ackermana - wtulił się w oparcie
kanapy, przymykając oczy. Oddychał szybko, a rumieńce na policzkach jedynie się
pogłębiły, jednak mimo tych bezdusznych zabiegów Ackermana nadal się uśmiechał.
Levi, nadal pochylony nad chłopakiem, spoglądał na tą anielską
twarzyczkę okoloną brązowymi kosmykami. Wspomniał ich pierwsze spotkanie, a
teraz jeszcze bardziej się upewnił co do wyjątkowości Erena. Nie mógł i nigdy nie
będzie w stanie go zabić. Przesunął jeszcze raz dłonią po jego ciepłym
policzku, gdy do kajuty wpadła zdyszana Hanji.
- Leeeviiiś!!! – krzyknęła, przeciągając samogłoski,
lecz momentalnie zamilkła, wpatrzona w zaistniałą scenkę. Uśmiechnęła się
podejrzliwie, zapewne mając na uwadze leżącego pod Akermanem Erena oraz to,
gdzie dłoń jej kapitana się znalazła. - Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam? -
zapytała niewinnie, poprawiając trzymany w dłoniach stos podręczników.
Levi jedyne uniósł brew, poprawiając się na kanapie.
Usiadł już normalnie, dostrzegając kątem oka, jak Eren idzie w jego ślady.
Chłopak wcisnął się w róg sofy, podkulając nogi do piersi. Rzucał przy tym
zlęknione spojrzenia w kierunku Hanji oraz takie błagalne do Levia. Chłopak nie
musiał o nic prosić, Ackerman bez tego miał zamiar go chronić. Mimo tego miło
było popatrzeć na te nieme prośby w złotych oczach.
- Ty zawsze we wszystkim przeszkadzasz - westchnął
ciężko Ackerman, unosząc się z trudem. - Masz chociaż pewność, że nauczysz go
naszego języka? – zapytał z lekkim sceptycyzmem.
- Oczywiście!! - oburzyła się, unosząc brodę. - Daj mi
z kilka miesięcy, a nasz Erenek będzie rozumiał większość naszych słów! –
popukała o okładki książek, wolną dłonią poprawiając okulary.
- Nie Erenkuj mi go, czterooka - warknął Ackerman, na
co Hanji zaśmiała się donośnie, rzucając ukradkowe spojrzenia na
zdezorientowanego chłopaka.
- Mam tylko jedno pytanko, kapitanieee – zaczęła
niewinnie, a Ackerman już wiedział, że nie przeżyje psychicznie jej wypowiedzi.
Kontynuowała, podchodząc do Erena i przyglądając się – według skromnej opinii
Ackermana – z zbyt bliska jego twarzy.
Dokończyła lekkim tonem, od którego Leviowi podniosło
się ciśnienie:
- Mam go też uświadomić, jeśli chodzi o związki
homoseksualne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz