niedziela, 4 marca 2018

-4- Poszukiwany Skarb

- Levi!!! - Krzyk Hanji zawsze był drażniący, ale tym razem niemal ranił bębenki. Ackerman miał wrażanie, że za moment z jego uszu pocieknie krew, zwiastując upośledzeniem kondycji jego cennego słuchu. – Gdzie on? !!Gdzie on jest?!!
Wychodząc z buszu i opuszczając bezpieczną zasłonę drzew, od razu zderzył się z Zoe, która - zapewne - od momentu wejścia Ackermana do lasu, koczowała w pobliżu w oczekiwaniu na jego rychły powrót. Powrót z nowym okazem do jej chorych eksperymentów. Dlatego jej zapał dodatkowo wkurwił Ackermana. Owszem, odda chłopaka w ręce Zoe, ale nie w celach pieprzonych badań, a dla nauki języka. Nie zamierzał się spokojnie przyglądać, gdy ta wariatka będzie próbowała położyć swoje zachłanne łapska na jego złotym chłopcu.
- Zamknij się, czterooka ślepoto – warknął, rozmasowując sobie obolałe ucho. – I co się głupio pytasz!? Przecież, Eren jest…- odkręcił do tyłu głowę, spotykając się z pustką. Nie było go. Nie było Erena! - Co, do portowej kurwy?!! – wykrzyknął jeszcze głośniej niż Hanji, szybko rozglądając się w kierunku lasu. Kiedy Eren się odłączył? Kiedy Ackerman zgubił go w drodze na wybrzeże?
- Nie chciał przyjść? – wpieprzyła się ze swoimi jękami Hanji, gdy zrozumiała, że sam Ackerman nie wie, gdzie podział się Eren. - Nie przekonałeś go? Zapewne się ciebie wystraszył! Mówiłam ci Levi, abyś był milszy w kontakcie z ludźmi, a zwłaszcza z tubylcami…
Brunet już jej nie słuchał, bowiem wpatrywał się w zarośla, przeszukując je wzrokiem. Wreszcie natrafił na kawałek czegoś, co nie należało do podszycia lasu.
- Nie waż się stąd ruszyć! - warknął najbardziej przerażającym tonem, na jaki było go stać, tym samym przerywając kazania Zoe o jego nieprzystępnym charakterze i problemach w zawieraniu nowych znajomości. Na koniec dorzucił jeszcze swój, mrożący krew w żyłach, wzrok. - Zrozumiano!? - Niemrawe skinięcie dało mu jasną odpowiedź, więc nie czekając i kolejny raz nie upominając tej idiotki, ruszył w głąb buszu.
Gdy drzewa całkowicie przesłoniły jego osobę i nie dostrzegał już wybrzeża, odnalazł Erena skulonego przy spróchniałym, powalonym pniu. Spoglądał płochliwie na Levia, obejmując kolana rękami i przyciskając je w obronnym geście do piersi. Jego przerażony wzrok zdradzał wszystko.
- Eren?- ukucnął przy nim, spokojnie zbliżając do niego dłoń. Gdy chłopak nie protestował, wsunął swoje smukłe pace w te cudowne pasma w odcieniu czekolady. Na niespodziewaną pieszczotę chłopak na chwilę przymknął oczy. - Nie skrzywdzę cię, Eren - mówił stanowczo, lecz nadal delikatnie. Nie chciał przestraszyć szatyna ostrzejszym tonem, dlatego mówił do niego spokojnie i lekko. Odrzucał myśl, że zachowuje się przy nim, jak przy spłoszonym zwierzątku, a skupił się na obserwowaniu zmartwionego wyrazu chłopca.
- Levi… - Tylko tyle zrozumiał Ackerman.
Reszta chaotycznego mówienia i produkowania się szatyna legła pod masywnym murem bariery językowej. Levi jednak musiał przyznać, że sposób wymowy słów przez Erena był bardzo urzekający. Miękkie litery były niemal melodią dla jego uszu, które niedawno przeżyły gwałt przez rozwydrzoną Hanji.
- Spokojnie, Eren - zakończył jego bezcelowy monolog, by po chwili niepewności przyciągnąć chłopaka do swojej piersi. Chłopak się nie opierał. Gdy Eren wtulił się w jego tors, a delikatne kosmyki załoskotały Ackermana w policzek, dokładnie poczuł jego drżące ciałko.
Eren naprawdę był przerażony. Jego smukłe, lecz nad wyraz umięśnione plecy drgały pod dotykiem Ackermana, a sam chłopak za nic w świecie nie mógł się uspokoić. Desperacki uchwyt karmelowych dłoni na jego koszuli wystawiał guziki bluzki na nie lada wyzwanie. Trzymał się go, jakby za raz miał wyjść na spotkanie ze śmiercią.
Ackerman zesztywniał, co nie uszło uwadze wtulonego w niego chłopaka. Eren całkowicie zamarł, czekając na ruch Levia. On zaś delikatnie odsunął od siebie chłopka, aby mieć przed sobą jego oczy. Wpatrywał się w nie jedynie przez krótką chwilę, od razu odnajdując to czego szukał.
Było tak, jak myślał.
- Eren… - zaczął, zmiękczając ton. - Ja cię nie zabiję - powiedział z mocą, jednocześnie uspokajająco gładząc plecy chłopca. – Nie skrzywdzę cię. – Powtarzał, mając nadzieję, że szatyn zrozumie.
Gdy Eren zagwizdał, wtedy przy strumieniu, Levi od razu pomyślał o zdradzie. Myślał, że szatyn chciał go wydać swoim ludziom. Mimo najczarniejszych myśli, zamiast z dzikimi tubylcami, zmierzył się z nadpobudliwym - podobnie co jego właściciel - pchlarzem. A teraz? To Levi ciągnął go do swojego obozu i to jeszcze po tak niefortunnym incydencie! Grożąc Erenowi i warcząc nie lepiej niż ten jego kundel, nie zjednał go sobie, a wręcz zmusił do ostrożności. Chłopak zapewne pomyślał o działaniach Levia, jak on wtedy przy strumieniu – że Ackerman go wydał i prowadzi na śmierć.
Upewnił się w tym wszystkim, gdy zajrzał w te złote tęczówki, które teraz zmatowiały w strachu i niepewności. Eren zawierał w tych piekielnie urzekających oczach wszystkie swoje emocje. Levi dziękował za nie losowi, ponieważ mógł choć trochę rozszyfrować Erena. Dlatego będąc świadomym, jakie niepewności męczą jego chłopca, postanowił działać.
Ujął jego cudowną twarz w swoje chłodne dłonie, by mieć jeszcze bliżej ten niesamowity obraz złocistych oczu. W tym lekko oświetlonym miejscu mieniły się szafirem, szmaragdem, złotem, srebrem - były uosobieniem majątku, którego tak łaknął brunet. Eren był jego poszukiwanym skarbem.
- Nie pozwolę cię skrzywdzić, Eren - mruknął mocno, lecz z pewną dozą… lubieżności? Sam nie wiedział, co zawierał jego głos, ale Eren już chyba tak. Szatyn zadrżał lekko w jego uścisku, zaczynając się niepewnie uśmiechać. Jego brązowe brwi były lekko zmarszczone, ale mimo wszystko starał się rozweselić. Levi nie pojmował, jak ktoś o zdrowych zmysłach mógł się tak beztrosko zachowywać w obliczu niezrozumiałej sytuacji, a nawet możliwego niebezpieczeństwa.
Istny bachor z ciebie, Eren - pomyślał z rozbawieniem, jednak przerażał go fakt, że chłopak był aż tak ufny. Przez to wiedział, że będzie musiał niestrudzenie pilnować Erena, aby ktoś go nie wykorzystał, a co najgorsze – skrzywdził. Tylko on miał prawo wykorzystywać tego chłopca, a o krzywdzie nie miał nawet, co myśleć. Nie byłby w stanie zaatakować Erena, ponieważ wyrzuty sumienia nadal go męczyły. Zwłaszcza obwiniał się w chwilach, gdy jego spojrzenie zatrzymywało się na muskularnej klatce piersiowej Erena, teraz oszpeconej przez małą, już zasklepioną rankę.
- Chodź – rzucił i pociągnął go do góry.
Chłopak wstał i razem już ruszył w stronę wybrzeża. Poczuł lekki opór ze strony Erena, ale Ackerman nie zamierzał się teraz zatrzymać. Nie teraz, gdy był tak bliski spełnienia swojego marzenia o możliwości rozmowy z Erenem. Odkręcił jedynie głowę do wciąż wahającego się chłopaka. Ścisną mocniej jego dłoń, uśmiechając się uspokajająco.
- Będzie dobrze, Eren – zapewnił zmysłowym tonem, wzmacniając uścisk na karmelowej dłoni.
Gdy szatyn uspokoił się po usłyszeniu swojego imienia, odpowiedział niemrawym uśmiechem. Levi wiedział, że go przekonał. Nie całkowicie, ale było już za późno na zmianę zdania, ponieważ… wyszli na wybrzeże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz