wtorek, 6 marca 2018

Spis treści

Wprowadzanie:

Blog jest poświęcony tematyce homoseksualnej, opowiadania 
zawierają sceny niedozwolone od lat (18+).
Czytelnicy czytają na własną odpowiedzialność, a jeśli
tematyka nie jest bliska Twojemu sercu, po prostu opuść bloga.
Całą resztę zainteresowanych serdecznie zapraszam do czytania:


*Skarb 
[1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9]

-9- Skoro to nic, to dlaczego...?

Eren od ponad dwudziestu minut próbował czytać pewną książkę. Książkę, która miała dużo ściśle do siebie przylegających zdań, przez co nie mógł być do końca pewny, czy dobrze to wszystko odczytuje. Nie rozumiał kontekstu wypowiedzi i większości użytych słów. Nie był na tak wysokim poziomie, aby studiować jakieś podręczniki! Dopiero co czytał jakąś książeczkę dla dzieci! Dlaczego dostał coś tak skomplikowanego?! I to mu miało coś pomóc?! Niby jak, skoro nie może zrozumieć sensu czytanego tekstu?!
Na szczęście, lub nieszczęście na kolejnych stronach nie było praktycznie żadnego tekstu, a za to były… rysunki. Bardzo szczegółowe i dokładne rysunki, od których młodzik jęczał i próbował zakrywać oczy, jednakże ciekawość i ta przyjemna ciepłota, która kumulowała się w podbrzuszu, skutecznie go przekonywały do co chwilowego spoglądania przez rozłożone palce. Jego policzki już dawno wyparowały od tej wysokiej temperatury, a oddech przyśpieszał przy kolejnym niewinnym spojrzeniu. Nie mógł zrozumieć, czemu w ogóle to ogląda! Nie mógł przestać!
Pani Hanji zostawiła mu materiały, które ponoć miały być odpowiedzią na jego wstydliwy stan.  Ale co miało mu to wyjaśnić?! Był przez to jeszcze bardziej zagubiony. Bowiem odczuwał to samo, co przy kapitanie, a przecież miał się uspokoić! Dlaczego po tym wszystkim, Pani Hanji dała mu coś takiego?! Coś tak... tak... tak niestosownego! Czemu dała mu tą książkę, po tym co jej powiedział?!

Miał już uciec. Właśnie stał na pograniczu lasu i spoglądał z bólem w stronę statku. Miał opuścić obozowisko jak najszybciej, ale nie potrafił odejść bez pożegnania, tak bez żadnego słowa. I właśnie przez to zawahanie jego plany poszły na marne. Został przyłapany na ucieczce, ale nie spodziewał się, że Pani Hanji będzie przeprowadzać badanie pobliskiej flory akurat tego dnia i będzie wracać akurat tą drogą. Kobieta spotkała roztrzęsionego, zapłakanego Erena i od razu zaproponowała rozmowę, a raczej wymusiła ją na nim . Po prostu zacisnęła swój żelazny uchwyt na jego ramieniu i pociągnęła w stronę swojego gabinetu. Chłopak nie miał wyjścia. Musiał za nią pójść. Gdy byli na miejscu, nakazała mu usiąść i się uspokoić, a w tym czasie zaproponowała mu coś uspokajającego do picia. Również i w tym temacie Pani Hanji nie przyjęła odmowy. Dlatego już po kilku minutach podając mu herbatę i głaszcząc uspokajająco po roztrzepanych włosach, spokojnie zachęcała go do powiedzenia, co się stało. Chcąc nie chcąc, po dłuższym biciu się z myślami, przełamał się i zaczął mówić. Opowiedział jej całą sytuację z kapitanem, nie pomijając nawet najbardziej wstydliwych szczegółów. Wyjaśnił jej, dlaczego uciekł i co zmierzał, a ona skwitowała to wszystko gromkim śmiechem, spoglądając na niego pobłażliwie.
- Eren - zaczęła, opanowując kolejny chichot. Zbierała się do wyjścia, ale przed tym usilnie próbowała coś wyciągnąć spod sterty materiałów zalegających na jej biurku. - Jesteś uroczy w swym nieuświadomieniu. Rozumiem, dlaczego nasz kapitanek ma na ciebie chrapkę, mój aniołku.
- Chrapkę? Uświadomienie? - powtarzał niezrozumiałe słowa, nerwowo masując skórę na przedramieniu. 
Siedział na pobliskim krześle, koło biurka, a herbata już dawno ostygła. Nie mógł jej przełknąć, zwłaszcza wtedy, gdy opowiadał o swoim żałosnym zachowaniu w obecności kapitana. Wstyd zdawał się go wypalać od środka i nawet filiżanka herbaty nie pomogłaby na jego marny stan. A ponoć miała go uspokoić!
- O mam! - krzyknęła uradowana, nie przejmując się rozwaleniem jednej z wież zdobiących drewniany mebel. Na szczęście Eren w porę zdołał uratować biedną filiżankę, zanim ta znalazłaby się w kawałkach na podłodze. Hanji się nawet tym nie przejęła i wcisnęła mu dłonie plik kartek oprawionych w farbowaną na zielono skórę. Uśmiechnęła się niewinnie. - To ci pomoże zrozumieć, czego oczekuje od ciebie Levi oraz, co ty sam o tym sądzisz, a co ważniejsze - czujesz.
- Co czuję? - dopytywał zdezorientowany. 
- Tak, Ereś - przytaknęła, przybierając zatroskany wyraz twarzy. - Levi jest naprawdę dobrym człowiekiem, ale trochę zagubionym. Nie miej mu za złe, że jak cię odnalazł, to nie mógł się pohamować, by cię nie zdobyć.
- Zdobyć? - Strasznie się wygłupiał tak wszystko powtarzając, ale nic nie pojmował. Nie rozumiał wykorzystania tego słowa w tym kontekście. Wszystko mu się mieszało. Głowa pulsowała, a żołądek z minionych nerwów wciąż był zaciśnięty w szczelny supeł. To wszystko zdecydowanie go przerastało.
Szatynka zaśmiała się, klepiąc go po ramionach. Trochę zbyt mocno, przez co dłuższą chwilę jego barki zdobiły czerwone ślady, a uderzone miejsca zapiekły nieprzyjemnie.
- Levi był nieczułym i zimnym draniem, którego nie obchodziły kontakty międzyludzkie. Izolował się i przez to stawał się jeszcze gorszym gburem, niż pierwotnie był. I nagle znalazł ciebie - wskazała na niego palce, lekko pukając go w pierś. - Odnalazł młodego, niecywilizowanego chłopaka, który go zaintrygował w takim stopniu, że nawet pozwolił sobie na bezpośredni kontakt. Widziałam, jak przy tobie nie nosi rękawiczek i jeszcze po tym dzisiejszym wydarzeniu... - Eren zarumienił się gwałtownie na samą wzmiankę o sytuacji z kapitanem, ale Hanji się tym nie przejęła. Mówiła dalej z szerokim uśmiechem. - utwierdziłam się w przekonaniu, że jesteś dla niego bardzo ważny. W końcu po dotykaniu cię, nie spędzał pół dnia na odkażaniu całego ciała, a to już wiele mówi. 
- Nie rozumiem - mruknął, drapiąc się po ramieniu. 
Pani Hanji wcześniej mu wyjaśniła, że to jego tik nerwowy, który podobno pozwala mu na rozładowanie napięcia. Ale teraz jego własny dotyk nie pomagał mu zachować spokoju. Potrzebował do tego chłodny dłoni pewnego, niezwykłego mężczyzny. Ale teraz to było niemożliwe. Odrzucił kapitana i uciekł. Kapitan musi być na niego teraz bardzo zły i zawiedziony jego zachowaniem. Eren musiał mieć bardzo zagubioną minkę, bo Zoe nagle jęknęła rozczulona, porywając go w ramiona i więżąc w mocnym uścisku.
- Nie musisz tego rozumieć, Ereś - szeptała, masując jego plecy. Chłopak mimowolnie porównywał oba dotyki - Pani Hanji i kapitana - i doszedł do szybkiego wniosku, że dłonie kapitana są o wiele przyjemniejsze. Gdy Pani Hanji go przyjaźnie masowała, nie poczuł żadnego ciepła, czy podobnych uczuć, które jeszcze chwilę temu wzbudzał brunet. Znów był zdezorientowany. - Wystarczy, że zaufasz własnemu serduszku - odchyliła się, by móc przejechać palcem po jego piersi, bardziej po lewej stronie. Eren przymknął powieki, próbując czerpać z tego dotyku jakieś miłe odczucia. Ale nic nie poczuł. 
Pani Hanji odsunęła się już całkiem od Erena, a na koniec ponownie potarmosiła  mu czuprynę. 
- Idę poszukać kapitana, a ty masz przeczytać tą książkę do samego końca - zaakcentowała ostanie słowa z dziwnym błyskiem w oku. Poprawiając swój lekko przekrzywiony kapelusz, uśmiechnęła się pokrzepiająco. Ruszyła w stronę drzwi i wychodząc, jeszcze na chwilę się odwróciła. 
- Masz dużo czas, więc ,,jak coś'' wiesz, jak załatwiać niezręczne sytuacje - poruszyła sugestywnie brwiami, wskazując spojrzeniem na jego krocze. 
Zostawiła chłopaka samego i zdezorientowanego, zamykając drzwi. 

Oczywiście wtedy jeszcze nie rozumiał sensu słów Pani Hanji, ale teraz, mając otworzoną odpowiednią stronę, wiedział o czym mu mówiła.
Rysunki były bardzo dokładne i szczegółowe, więc Eren z łatwością rozróżniał poszczególne elementy. Przez to nie wiedział, czy dziękował za tak szczegółowe ujęcia, czy jednak powinien przeklinać perfekcjonizm tego wykonania. Na kartce narysowano dwóch nagich mężczyzn, którzy całowali się i dotykali w… tych miejscach.
Było to dla niego jednocześnie dziwne i niesamowicie ciekawe, bowiem nigdy w swojej wiosce nie spotkał się z czymś takim. Każdy mężczyzna łączył się w parę z kobietą i płodził potomka, a Erena zamiast pójść w ślady swoich współbatymców, oglądał miłosne uściski dwóch facetów! Gołych facetów! Mimo wszystko nie potrafił odwrócić wzroku. To tak bardzo przypominało jego sytuację z kapitanem. Wtedy w jego kajucie całował się z mężczyzną i nie czuł się z tym źle. Wręcz przeciwnie. Wciąż pamiętał ten obezwładniający gorąc jego ciała, oraz smak ust bruneta. Pamiętał dotyk jego chłodnych palców na swoim torsie i twarzy. Pamiętał moment, w którym stykali się biodrami. I właśnie przez ten konkretny moment uciekł. Był taki zawstydzony, gdy myślał, że kapitan odkryje jego stan. Był przerażony wizją tego, że Levi zobaczy, że Eren jest podniecony, że przez dotyk kapitana stał się twardy. 
Gdy chłopak doszedł już do etapu, gdy jeden z narysowanych mężczyzn powala drugiego na miękkie posłania i sięga niżej, między jego nogami ... drzwi się otworzyły.
- Eren! - warknął kapitan, dostrzegając zmieszanego chłopa. Ten tylko, na to niespodziewane wejście, szybko zatrzasnął książkę, chowając ją za plecami. W odpowiedzi Ackerman uniósł pytająco brew, zapewne zachodząc w głowę, dlaczego szatyn przypomina kolorem dojrzały owoc granatu.
- K-kapitanie - odpowiedział lękliwie, próbując na niego nie spoglądać. Tak się wstydził! Dlaczego kapitan tutaj przyszedł!? Dlaczego teraz musiał znaleźć Erena i to w takiej sytuacji!? Czy ten dzień może być gorszy?!
- Jaką książkę dała ci ta chora wariatka? - zapytał ostro Levi, wskazując palcem na chowaną za plecami książkę. Chłopak nie odpowiadał, a na wspomnienie lektury zarumienił się jeszcze bardziej, niemal po same cebulki włosów. Levi nie zważał na jego zmieszanie i szybkim krokiem przemierzył zawalone rupieciami pomieszczenie. Znalazł się bardzo blisko Erena. - Co ona ci dała? - powtórzył, stając przy szatynie, ale ten strachliwie zaczął się odsuwać. Cofał się na ślepo, aż natrafił na opór w postaci szafy. Ackerman to wykorzystał i uwięził chłopaka, kładąc ręce pomiędzy jego głową. Oparł dłonie na drewnianej powierzchni, przez co nachylił się niebezpiecznie blisko ku Erenowi. - Zapytam po raz ostatni, Eren - zastrzegł niskim, groźnym głosem. Chłopak zadrżał, ledwo trzymając książkę w spoconych dłoniach. - Co przede mną chowasz?
Chłopak nie mógł dać tej książki! Jak miał się przyznać, że dostał coś takiego!? Jak wytłumaczy fakt, że przeglądał ją, gdy mógł ją po prostu odłożyć!? Co pomyśli sobie o nim kapitan, gdy ten zbliży się jeszcze bardziej i wyczuje wybrzuszenie w jego szortach po oglądaniu tych rysunków? Bał się. Bał się, że Ackerman na niego nakrzyczy i będzie zły. Bał się, że Levi się na nim jeszcze bardziej zawiedzie - a tego nie chciał najbardziej. Spuścił lękliwie głowę, nie mogąc się mierzyć z tymi wypełnionymi determinacją, granatowymi oczami. Zacieśnił uchwyt na książce.
- N-nic t-takiego - wyjąkał słabym głosikiem. 
Poczuł, jak się trzęsie zwłaszcza, gdy obserwowane, czarne, wysokie buty Ackermana się przybliżyły. Czarne czubki obuwia stykały się z jego bosymi stopami. Eren przełknął ślinę. Levi był tak blisko...
- Czyżby? - rzucił powątpiewająco Ackerman. - Skoro to nic, to dlaczego twoja twarz jest taka czerwona, Eren? - zapytał spokojnie, przykładając dłoń do zarumienionego policzka. Zimne, lekko szorstkie palce chłodziły rozgrzaną skórę, a szatyn miał wrażenie, że słyszy charakterystyczny syk przy zderzeniu dwóch skrajnych temperatur. Ackerman kontynuował, a jego place przesunęły się po szyi Erena schodząc na ramiona. - Skoro to nic, to dlaczego jesteś tak spięty, Eren? - pytał, a jego dłonie masowały łopatki i barki szatyna, zjeżdżając coraz niżej... 
Chłopak chciał się wyrwać. Chciał uciec, ale czuł się jak w klatce. Wielokrotnie był myśliwym i łowił swoją zwierzynę, ale teraz najwidoczniej role się odmieniły. Tym razem to Ackerman złapał go w pułapkę i był wyrafinowanym łowcą, który kusi i obezwładnia swą ofiarę. A tą ofiarą był on - Eren.
- Skoro to nic, to dlaczego… - zaczął gardłowym głosem i gwałtownie przycisnął rękę do krocza młodzika. Chłopak pisnął i drgnął, ale dłoń Ackermana się więcej nie poruszyła. Po prostu znieruchomiała na jego kroczu, a chłopak nie mogąc znieść tego napiętego milczenia, wreszcie uniósł głowę. Jęknął przez ten widok. Zobaczył gorący wzrok po brzegi wypełniony niebezpiecznym błyskiem. Wyglądało to tak, jakby oczy skrywały ukryty wewnątrz płomień. Levi uśmiechał się delikatnie, unosząc jeden kącik ust. Dokładnie patrzył na Erena, gdy zaczął zaciskać place na kroczu chłopaka. Eren ponownie jęknął. - jesteś twardy? - dokończył pytanie, nachylając się jeszcze bardziej, aż do ucha chłopaka. Parzył jego skórę, swoim gorącym oddechem.
- K-kapitanie - wyjęczał Eren, gdy Ackerman zaczął systematycznie masować jego członka przez cienki materiał spodni. - P-przepraszam - wyszeptał, gdy zaczął czuć przyjemność z tego dotyku. Tak dobrze mu było przy Leviu. Tak bardzo dobrze, że nie hamował się w swoich głośnych jękach i żenujących stęknięciach. Mimo tego, Levi nie przestawał. Wciąż go masował, a wolną dłonią zaczął majstrować przy guziku spodni. 
- Dlaczego mnie za to przepraszasz, Eren? - zapytał niby to spokojnie, ale Eren słyszał w jego głosie nutkę irytacji. Chłopak zagryzł wargę, gdy dłoń kapitana została gwałtowniej przyciśnięta do jego krocza. Syknął, szybko oddychając przez usta. - To przecież normalne, że się podniecasz. Jesteś młodym chłopcem, więc i masz swoje potrzeby.
- Ale… N-nie! – zaprotestował, gdy Levi odpiął guzik i zaczął wsuwać dłoń do jego spodni. Pod nimi nic nie miał. Nie nosił takiej bielizny, jaką mu oferowano. Nie lubił mieć aż tylu warstw na ciele. Lecz teraz wolałby założyć wszystko i to warstwami, aby Levi nie widział go w takim stanie. Jego prośba została wysłuchana. Dłoń kapitana znieruchomiała na jego podbrzuszu, ale przez rozpięty materiał Levi już wszystko widział. Eren uciekał wzrokiem. Tak bardzo chciał teraz uciec. Tak bardzo nie chciał tu być. Zaczął płakać i trząść się. Zaszlochał nieoczekiwanie.
- E-eren? – zapytał kapitan, ale chłopak na niego nie patrzył. Nie mógł! Jak mógłby mu spojrzeć w oczy!? Po tym co widział Ackerman! To takie żałosne! Jego członek sterczał i był już całkowicie wilgotny i to wszystko działo się pod bacznym spojrzeniem Levia. Dlaczego kapitan go tak obnażył? – Oi, dzieciaku! Co się znowu dzieje!? Czemu ryczysz? Gadaj ze mną! Przecież po to cię uczymy naszego języka, abyś z nami rozmawiał i nie uciekał! Nie wyrywaj się i wreszcie powiedź mi, co się dzieje! – Ackerman złapał go za ramiona i szybko przycisnął do piersi. Eren zaszlochał głośniej, pociągając nosem. Levi masował go po plecach, przez co wreszcie poczuł się dobrze. To był ten dotyk. Ten dotyk, który koił. – Mów do mnie, Eren, bo przez tego wszystko wreszcie oszaleję – jęknął żałośnie Ackerman. Erena dopadły wyrzuty sumienia. Tak nie można. Nie można tak wciąż odwlekać tego wszystkiego. Musiał powiedzieć…
Wtulony w Ackermana opowiedział o wszystkim, co się z nim dzieje i jak przyznał się do tego przed Panią Hanji. Wyznał, jak wstydził się takiego siebie i nie chciał stracić w oczach kapitana, gdyby ten go nakrył. Dlatego uciekł z kajuty i teraz został przyprowadzony do gabinetu Pani Hanji do studiowania pewnej książki o miłosnym uścisku dwóch mężczyzn. Levi słuchał tego wszystkiego w milczeniu, a Eren wyczuwał, jak jego masująca go dłoń stopniowo zwalnia i nagle całkowicie zamiera. Struchlały w jego objęciach, przyśpieszał tempo wypowiedzi i gubił poszczególne słowa, czy źle odmieniał wyrazy. Teraz zesztywniały, czekał na jakąś reakcję bruneta. Na jakąkolwiek!
I wreszcie się doczekał.
- Chcesz… - Levi odsunął go gwałtownie, przez co Eren zobaczył jego wytrzeszczone oczy, jak i rosnące zdenerwowanie. Mężczyzna zaczął mrużyć oczy i marszczyć brwi. Już nie był zdziwiony, wyglądał strasznie. - chcesz mi powiedzieć, że uciekałeś przed mną, bo się, do jasnej cholerny, wstydziłeś, aby pokazać mi się w wzwodzie! Kurwa, Eren! – warknął i odskoczył od chłopaka. Eren się zachwiał i obsunął przy szafie, a Ackerman stanął na środku gabinetu. Zaczął przemierzać pomieszczenie żwawym krokiem, bardzo nerwowo. Obserwujący go w napięciu chłopak, drżącymi dłońmi, przesłonił widok swojego podniecenia i nieśmiało spoglądał na wzburzonego kapitana. Nagle Ackerman się zatrzymał. Spojrzał na Erena i odetchnął kilkakrotnie, bardzo wolno i głęboko. – Eren… - zaczął, a jego głos już był spokojny. Chłopiec minimalnie się rozluźnił. – nie chciałem cię przestraszyć, teraz jak i wtedy w kajucie – odkrzyknął, spoglądając na jego zasłonięte krocze, tak jak wtedy pani Hanji. Eren się zarumienił. – Jak mówiłem, jesteś normalnym, młodym chłopakiem, więc będziesz się podniecał. A jeżeli… - zaciął się, ale uśmiechnął się do Erena, przez co chłopak walczył z chęcią jęknięcia. Kapitan wyglądał tak cudownie! Jego uśmiech był cudowny! – jeżeli to ja jestem powodem tego twojego wstydliwego stanu… - zaczął się przybliżać do Erena, a jego uśmiech już nie był taki cudowny. Stawał się groźniejszy, taki… taki zmysłowy! Tak mógł to opisać, choć nie wiedział, co oznacza to słowo! – jeśli przy mnie stajesz się podniecony, to jestem cholernie szczęśliwy, Eren – dokończył, łapiąc chłopca za policzki i gwałtownie do siebie przyciągając.
Pociągnięty chłopak trafił do ramion Ackermana, który kucał na podłodze, a teraz chronił Erena przed zderzeniem z podłożem. Wsparty o kolana i trzymając ręce na barkach Ackermana, Eren po raz kolejny się odsłonił. Jego członek zwisał twardy i w swojej całej okazałości, a Levi to wszystko widział. I jawnie się gapił! Chłopak chciał uciec i się zasłonić, ale dłonie mężczyzny trzymały go mocno. Nieśmiało zerknął na Levia, nie wiedząc, co począć.
- Skoro podniecasz się przez mój dotyk, nie zamierzam już przestać, a co najważniejsze dać ci znów uciec – zastrzegł lekko groźnie, ale po chwili znów się uśmiechnął.
Levi wstał, pociągając za sobą Erena. Chłopiec również staną na nogi, wydając przy tym lekkie stęknięcie, na które Ackerman uniósł brew. Poprowadził go do małej kanapy przystawionej do wolnej ściany, którą nie zajmowały póki z książkami lub inne przedmioty. Levi zaczął rozkładać sofę, a Eren skorzystał z chwili i zapiął guzik. Gdy mężczyzna skończył, obrzucił Erena rozbawionym spojrzeniem, znacząco zniżając głos.
- Niepotrzebnie to zapiąłeś - rzucił lekko, ale po chwili ponownie posłał mu te porażające spojrzenie. – Ale najwidoczniej lubisz, jak cię rozbieram.
- K-kapitanie? – bąknął, nic nie rozumiejąc. Ackerman nie zrażony jego zdezorientowaniem, złapał jego dłoń i pociągnął ku sobie. Eren znów wylądował w jego ramionach, ale nie trwało to długo. Levi zmusił go do opadnięcia na rozłożoną kanapę, a samemu stanął nad Erenem.
- Teraz pokażę ci, bardzo dokładnie, co miała ci przekazać Hanji, dając ci tą pieprzoną książkę – zaczął, a jego głos był bardzo surowy. Było jasne – Eren miał się słuchać. – Masz mi nie uciekać i mówić wszystko, co czujesz i czy jest ci dobrze, jasne?
- J-jasne! Ale co… - nie skończył, co Levi nachylił się do niego i łapiąc go za brodę, dosięgną jego ust.
Pocałował go. Eren musiał przyznać, że nawet wtedy w kajucie się nie całował. To dopiero było pocałunek! Ackerman wtargnął do jego ust i wsunął do środka swój język! Chłopak był bardzo zaskoczony, bo nie wiedział, że to takie przyjemne uczucie! Uczucie, gdy czyjś język pociera cię, tam w środku, i sprawia, że miękniesz, stajesz się taki wiotki. Mruknął, gdy język mężczyzny skierował się ku górze i poruszył wierzch jego wnętrza. Skóra otarła się o siebie i wysłała coś na kształt wyładowania w głąb jego ciała. Jęknął, bo ten nieziemski prąd, skumulował mu się w kroczu. A jego członek już i bez spodni bolał. Materiał go uwierał, a Ackerman musiał się tego domyślić. Skończył ich pocałunek, wycofując swój język, a Eren spojrzał otępiale na ciągnącą się z ich ust stróżkę śliny, która przerwała się i opadła na jego brodę. Nim sam zdążył ją zetrzeć, zrobił to Levi. Delikatnie potarł jego skórę i spojrzał głęboko w oczy. Eren struchlał od tego spojrzenia. Było takie gorące.
- Masz nie uciekać – zastrzegł jeszcze raz i wsunął nogę pomiędzy kolana Erena. Chłopak niechętnie pozwolił mu na rozszerzenie nóg i dotknięcie go w kroczu. Ackerman dotknął go tylko przez chwilę. Naprał kolanem na członka Erena, a chłopiec jęknął boleśnie. Naprawdę bolało. Dlatego Ackerman dołączył do niego na kanapie i sięgnął do guzika spodni. Stanowczo go rozpiął, patrząc przy tym w oczy Erena. Wyglądał, jakby czekał na jego sprzeciw, ale Eren obiecał, że już nie ucieknie. Dlatego zagryzł wargę i odkręcił głowę, gdy ponownie jego członek był odkryty. Stękną, czując ulgę, że już nic go nie przyciska, ale nie na długo.
- Ach! – westchnął, gdy poczuł ucisk innego rodzaju. Levi go złapał! Za jego… - N-nie! – mimowolnie zaprotestował. Tak nie można! Nie można drugiego mężczyznę, dotykać w… - Nyh!
-  I jednak protestujesz – westchnął Levi i poruszył dłonią. Eren zaczął sapać i już po chwili wzrok przesłoniła mu cała gama kolorów. Jego kręgosłup wygiął się w łuk, a on nieporadnie chwycił się dłońmi na oślep. Złapał za bark Ackermana, gdy jego ciałem wstrząsną niespodziewany, porażający dreszcz i doszedł. Nagle, niespodziewanie, w rękę Levia.
Zamroczony opadł na poduszki, zamykając oczy, które jeszcze przed chwilą widziały wszystkie konstelacje światów. Oddychał szybko, wręcz rozpaczliwie, czując ugniatające się obok poduszki. Płochliwie uchylił jedynie jedną powiekę, dostrzegając rozbawioną twarz Ackermana. Mężczyzna podpierał się jedną dłonią o głowę, a drugą przykładał do ust i…
- K-kapitanie! – wykrzyknął oburzony, zaszokowany i… zawstydzony! – C-co kapitan robi!? Proszę przestać!
- Od kiedy to ja mam wykonywać twoje rozkazy, Eren? – zapytał prześmiewczo mężczyzna, nic nie robiąc z krzyków chłopaka. Spokojnie oblizywał palce, które jeszcze przed chwilą pobrudził mu Eren. Swoim nasieniem! Jak mężczyzna mógł to lizać! Jak mógł to brać to buzi, to… to!
- To nie tak… - jęknął, wiercąc się w miejscu. – Tylko…
- Tylko ja z nas dwój jestem doświadczonym mężczyzną, a ty niedojrzałym bachorem – dokończył za niego spokojnym głosem, kończąc czyścić palce. – Dlatego będziesz się słuchał, ponieważ już widziałem ten twój wstydliwy stan i powiem ci jedno. Jak dochodzisz jesteś cholernie seksowny – oznajmił donośnie, uśmiechając się znacząco. Eren skupił się na miejscu, nie wiedząc jak na to odpowiedzieć. Wiedział, co to był seks i rozumiał użycie takiego słowa, które określa drugą osobę, ale… Dlaczego kapitan mówi tak do niego? Przecież…
- Nic nie rozumiem – bąknął pod nosem, ale Ackerman był na tyle blisko, że wszystko usłyszał. Westchnął w odpowiedzi, przeczesując sobie włosy.
- Nie musisz wszystkiego rozumieć. Wiele rzeczy przyswaja się instynktownie, więc nie kombinuj dzieciaku i zdaj się na mnie – skończył z cwaniackim uśmieszkiem, podrywając się z kanapy. Eren również się uniósł i drżącymi palcami zaczął ścierać resztki swojego nasienia. Levi widząc jak się w tym wszystkim babrze, prychnął i podał mu chustkę.
- Skończy i idziemy – rzucił i, gdy Eren był już wolny, wyciągnął do niego rękę. Chłopiec ujął jego dłoń i wstał z sofy. Nogi mu lekko drżały, a o władzy w nich nie chciał nawet wspominać, więc dziękował za to, że Levi nie narzucał tak szybkiego tempa.
- Gdzie idziemy? – zapytał po chwili, gdy opuścili zabudowania załogi, które powstały na granicy lasu i teraz zmierzali w stronę wybrzeża.
- Na statek – odparł krótko Ackerman, rzucając szybkie spojrzenia Erenowi. – Nie będę brał się w cholernym syfie Hanji. Idziemy do mnie.
- Brał? – powtórzył nierozumiejąco. Miał wrażenie, że pani Hanji już coś o tym wspominała, ale nie mógł przypomnieć kiedy to było.
Levi już się więcej nie odzywał i nic mu nie wyjaśnił…. Do chwili aż powalił go na inną kanapę i wziął go w swojej kajucie. Eren już dobrze wiedział, co pani Hanji miała na myśli, a zwłaszcza Levi.



niedziela, 4 marca 2018

-8- Odrzucony

Załamany Ackerman siedział na piaszczystym wybrzeżu, pierwszy raz w życiu nie odczuwając wkurwienia na denerwujące drobinki piasku, które w swej wredocie mogły znaleźć się dosłownie wszędzie. Nie przejmował się brudem i wilgocią podłoża. Nie przejmował się tym, że siedział na mokrym wybrzeżu owiewany chłoną bryzą i to bez żadnego płaszcza. Po prostu machinalnie zaciągał się zawartym w papierosie tytoniem, chcąc wyrzucić z pamięci obraz zlęknionych złotych oczu. Ale nie potrafił.
Najgorsze jest to, że Eren zareagował tak na niego. Na Levia! Jego Eren uciekł przed nim! Miał do tego pełne prawo, ponieważ Ackerman chamsko się do niego dobierał, wcześniej nie pytając chłopaka o zgodę. Po prostu chciał go wziąć. Wtedy na tej pieprzonej kanapie, gdy to zachęcająco opowiadał o jego wyjątkowości, i reagował za każdym razem, gdy Levi go dotykał. Widząc go takiego zawstydzonego i zarumienionego Ackermana po prostu nie wytrzymał. Zaczął go macać. Oj i to jak macać! Skóra Erena była tak delikatna i miękka, że nie mógł uwierzyć, że chłopak te swoje naście lat spędził w środku głuszy zdany na pastwę losu i własnego instynktu przetrwania. Już wcześniej miał do czynienia z dzikusami i każdy bez wyjątku miał na ciele paskudne blizny. Dlatego przejeżdżał po tej karmelowej skórze ciekawskimi palcami i nie zdołał utrzymać w ryzach wyrywnych warg. Musiał go wtedy pocałować. Dlaczego, do cholerny, nie mógł się powstrzymać?! Nie, to akurat było gówniane pytanie. Gdy w połowie rozebrany, seksowny młodzik paraduje ci od dłuższego czasu po kajucie, a do tego kusi jedząc banana, jakby właśnie robił komuś loda, nie było najmniejszych szans na inne zakończenie tej sytuacji. Ale naprawdę się zastanawiał, czy mógł postąpić inaczej. Czy gdyby był dla niedoświadczonego Erena łagodniejszy i wcześniej z nim o tym wszystkim porozmawiał, teraz nie czułby się tak okropnie po tym bezprecedensowym odrzuceniu? Właśnie tak – Levi Ackerman dostał kosza. I jego biedna dumna nie mogła tego przeboleć.
 Zdenerwowany swoimi głupimi rozmyślaniami w stylu ,,Co by było gdyby?’’ warknął wściekle, wyrzucając niedopałek do oceanu.
- Z portową dziwką byłoby prościej – jęknął, pocierając czoło.
- Zapewne tak. - Usłyszał znajomy głos, który dziwnym trafem już nie wzbudzał u niego chęci mordu. - Ale z drugiej strony do tamtych kobiet nic nie czułeś, bo chodziło tylko o seks. Z Erenem jest inaczej.
- Jaki seks, czterooka? – prychnął, groteskowo rozbawiony. – To nie był seks, a pieprzenie się – sprostował to znaczące przekręcenie prawdy, ale po chwili opadł z sił. Czuł się taki zmęczony, ale  mimo tego musiał to zadać to pytanie. : - Jak on się czuje? - zapytał po chwili, nawet nie odwracając wzroku od wzburzonych fal. Wiedział, że Eren nie uciekł, a jego teoria się potwierdziła, po tym jak przyszła to Hanji. Musiała się już wszystkiego dowiedzieć. A dowiedzieć się mogła jedynie od Erena.
 Usłyszał westchnięcie.
- Dobrze - skwitowała krótko. – Na początku, gdy wreszcie pozwolił się zaprowadzić do mojego gabinetu, trochę płakał i…
- Płakał - powtórzył słowa Hanji, czując jak stają się ostrzejsze i zimniejsze. Eren, do cholery, płakał! Przez niego! Miał ochotę odciąć sobie dłonie, którymi zbrukał tego niewinnego chłopca.
- Ale po pewnym czasie zaczął zadawać pytania – dokończyła raźniej Zoe.
- Pytania? - zapytał zaskoczony. Wreszcie spojrzał na Hanji, która uśmiechnęła się wesoło i założyła dłonie na piersi.
- Nasz Erenek pytał o typowe młodzieńcze dylematy – oznajmiła ze śmiechem. – Zastanawia się, czemu czuje takie dziwne ciepło u dołu brzucha? Czemu jego ciało tak niecodziennie reaguje? Dlaczego jego członek…?
- Nic już nie mów! - warknął nagle, czując, że słowa tej wariatki zmierzają w bardzo złym kierunku.
Jeszcze się całkowicie nie uspokoił po obmacaniu górnej partii cała Erena, a ona mu tu rozprawia o części do której od początku dążył. Ile by dał, aby dotknąć Erena bez tego cholernego ubrania, czyli po prostu samych spodni!? Dałby wszystko! A teraz nie miał do tego żadnego prawa! Eren go odrzucił i uciekł. Ackerman  mógł się teraz jedynie pocieszać myślą, że chociaż nie dostał od niego po mordzie. A zasłużył - z całą pewnością zasłużył.
- Czyli pokrótce… - podsumowała rozbawiona okularnica. - Erenek czuję, do ciebie kapitanie, coś więcej niż tylko właścicielskie przywiązanie.
- Jakie, do cholery, właścicielskie przywiązanie, idiotko?- syknął, mając ochotę ponownie ją uderzyć.
Jednakże nałożony na połowę policzka opatrunek dawał jej pewne zabezpieczanie przed  kolejnymi rękoczynami. Dzisiaj już raz dostała porządne lanie i miała tego widoczne dowody na twarzy. Mimo, że to nie Levi był sprawcą rozcięcia na policzku, czuł się przez to usatysfakcjonowany. Hanji dostała za swoje, a nawet złośliwość rzeczy martwych była tego samego zdania. Kiedy kobieta uciekała przed Leviem, który jeszcze nawet nie zdążył jej porządnie przyłożyć, idiotka wywaliła się o swoje materiały w gabinecie i wyrżnęła twarzą prosto w kant szafki. Dlatego, Levi, widząc jej samodestrukcję, odczuł pobieżne zadowolenie. Wariatka dostała to, na co zasłużyła, kiedy zabawiała się niewinnością Erena. Chłopak naśladował robienie loda na pieprzonym bananie i to w obecności załogi! Jego złoty chłopiec sprawił, że grupa rosłych chłopów, którzy już prawie rok spędzili w celibacie, zaczęła się na sam jego widok ślinić i rumienić! Jak mógł się uspokoić i nie chcieć wrzucić Hanji do morza z przymocowanym do nóg workiem kamieni, gdy zaczęła prowokować niewyżytych facetów! Ackerman nie był w stanie być cały czas przy Erenie, a ten naiwny, niedoświadczony chłopak, mógł przez tą chwilę nie uwagi zostać zgwałconym! Dlatego tak się wtedy wkurwił na Hanji. A teraz ta sama kobieta, która doprowadziła go do białej gorączki, beztrosko gadała o jego Erenie i trącała go, niby to raźnie, w ramię. Ponownie musiał ćwiczyć swoją samokontrolę.
- No weeeeź!!! - zaczęła, opadając z impetem na piasek. Była całkowicie nieświadoma myśli kapitana, co było jej błędem. Jeszcze chwila i będzie tego żałować. Kontynuowała, rysując sobie jakieś wzorki na piasku. - Każdy widzi, jak Ereś lata za tobą niczym wierny piesek. Brakuje mu tylko ogonka do merdania. Chciałby być przy tobie cały czas, wypytuje o ciebie, nie mówiąc już o tym, jak się przy tobie zachowuje i jakie konkretne części ciała mu przy tobie reagują.
- Jeszcze raz porównasz Erena do psa, a…
- Tak, tak - skończyła jego gniewny wywód, ponownie się unosząc. Na piasku zostawiła kilka symboli, które Levi od razu rozpoznał. Takie same wzory zdobiły klatkę piersiową jego złotego chłopca. - Po prostu wiem, że Eren nie jest obojętny na twoje uczucia. Potrzebuje jedynie czasu, aby je zrozumieć – dodała na koniec, widocznie rozumiejąc niecierpliwość Ackermana. - Wracam teraz do obozu, a ty mógłbyś iść do Erena. Dałam mu do przerobienia pewien interesujący tekst, który powinien mu pomóc.
- Znając życie, po przeczytaniu tego, wreszcie przejrzy na oczy i stąd spieprzy - wyburczał gniewnie, ale za nic w śmiecie nie chciał, aby owe słowa się ziściły. Hanji zaśmiała się głośno.
- Gdyby tak było, zapewne spaliłbyś całą wyspę, aby go odnaleźć – zażartowała, ale od razu spoważniała. - Nie martw się, Leviś. Eren jest bardzo dobrym uczniem i niedługo się przekona, że znalazł jeszcze lepszego nauczyciela ode mnie. – Ponownie zachichotała, poruszając sugestywnie brwiami, zapewne mając na myśli ich niedawne zbliżenie. Ackerman był nadal po tym wszystkim cholernie niezaspokojony, więc Hanji nie mogła liczyć na przyjazną odpowiedź z jego strony.
- Mam nadzieję, że nie stajesz się masochistką i specjalnie mnie nie prowokujesz, czterooka – fuknął, zaciskając palce na paczce papierosów.
- Ja tylko pragnę twojego szczęścia kapitanie - zarzekła się żywo, przy tym salutując. - Każdy wie, ze udane życie seksualne zmniejsza napięcie i poprawia samopoczucie. Załoga byłaby zadowolona z twojego… - zamilkła, nagle porażona zimnym spojrzeniem Ackermana. Zaśmiała się jeszcze raz, poprawiając okulary i biegnąc już po chwili w stronę statku.
Levi westchnął, chcąc się jeszcze trochę uspokoić i wyciągnął kolejnego papierosa, który pod wpływem jego brutalnego uścisku odrobinę się powyginał, tracąc cenną zawartość. Niezdatny do przypalenia papieros opadł na plażę, tuż obok narysowanych symboli.
- Prędzej mnie ta wariatka wykończy niż rak płuc. - Mając tą wymówkę na orędziu, wypalił jeszcze całą, nieuszkodzoną paczkę, zanim odważył się zawalczyć o swoją własność.
Udał się zawalczyć o swojego Erena.

-7- Strach przed zbliżeniem

Eren siedział na wygodnej kanapie, kończąc zajadać się owocem. Banan był pyszniutki, bowiem zerwał go dziś rano. Wspiął się po całą kiść jeszcze zielonych, świeżutkich bananów, by zaimponować załodze, które sama miała niemały problem, aby po nie sięgnąć. Dla niego była to jedynie kwestia wprawy, bo od dziecka uwielbiał takie zabawy, jak wspinanie się do samego czubka najwyższych drzew, czy zakładanie sideł na mniejsze zwierzaki. Zwykle nie mógł się zapuszczać do lasu na dłuższe wyprawy, jeśli nie było konkretnego powodu. Pozwolenie na opuszczenie wioski otrzymał dopiero wtedy, gdy zabrakło myśliwych, a najbliższe rośliny obrodziły w niewystarczającą ilość jedzenia. Wtedy po raz pierwszy poczuł się wolny. Biegał po lesie, poznając jego naturę i odnajdując miejsca obfitujące w pożywienie. Dlatego w polowaniu i zbieractwie był prawdziwym ekspertem. W jego wiosce miał mało uprawnień, a to wszystko wiązało się z jego nieszczęsnym rodowodem. Dlatego tak bardzo cieszył się ze zmiany otoczenia, gdzie nikt go nie znała i nie traktował wyjątkowo. Tutaj był po prostu Erenem.
Goszcząc w kapitańskiej kajucie, rozglądał się nadal podekscytowanym wzrokiem. Lubił tutaj przychodzić. Interesowała go powierzchnia mebli, a zwłaszcza ta zniewalająca miękkość! Był przyzwyczajony do spania na ziemi, mając za posłanie materac z liści bananowca, czy nieliczne futra zwierząt. Jednak kanapa i dywan powalały to wszystko na głowę! Mimo że lubił odwiedzać kajuty, ostatnio nie miał na to czasu. Całkowicie się poświęcał nauce, więc miał mniej okazji na przebywanie z Akermanem, który oprócz zwiadów, czy rozporządzeń wydawanych załodze, często do późna zalegał przed masywnym biurkiem otoczony stosami dokumentów. Eren również miał dużo zajęć, ponieważ chciał jak najszybciej poznać język kapitana, aby móc z nim rozmawiać! Chciał go poznać! Jego, jaki i świat, z którego pochodził.
Uśmiechnął się pod nosem.
- Levi – wymruczał, czując jak jego ciało drży pod naporem tego dumnego imienia.
Wcześniej już zauważył u siebie niepokojące zmiany, które - z każdym następnym momentem przebywania Erena w tym niezwykłym obozie - przybierały na sile. Po pierwsze i najważniejsze - tęsknił za osobą bruneta bardziej niż powinien. Jako przedstawiciel klanu Jaegerów ma obowiązek, aby jak najszybciej znaleźć sobie kobietę i spłodzić potomka. Dostał od ojca cały rok na zahartowanie się w lesie, by po tym powrócić do wioski i zacząć dojrzałe życie, prawdziwego mężczyzny. A co on wyprawiał? Przywiązywał się do kogoś, do kogo wcale nie powinien! Ale jak miał się powstrzymać, gdy poznawał przybyszów z dalekiego lądu, którzy całkowicie się od niego różnili?! A sam Levi? Poczuł rozlewające się gorąco w środku już na samo wspomnienie jego imienia.
Kiedy tylko go zobaczył… jego niecodzienną bladą karnację, te czarne, tak nietypowe dla jego ludzi włosy i oczywiście kobaltowe tęczówki - wiedział, że jest kimś niezwykłym. Początkowo wziął go za złego ducha, gdy przechadzał się po lesie z tym niewzruszonym wyrazem na twarzy. Do tego jego ubiór i noszone przy pasie przedmioty napawały go lękiem. Nigdy nie spotkał się z kimś takim. Po dłuższej obserwacji mężczyzny zauważył jak każdy jego ruch, gest, był wypełniony gracją i tą charakterystyczną władczością. Eren wielokrotnie porównywał postawę swojego ojca do tej Ackermana, który niezachwianym autorytetem zmuszał jego nogi do drgania, a ciało do dreszczy. Levi miał władczość w swojej niskiej, ale postawnej sylwetce, w poważnym spojrzeniu i tym zniewalającym głębokim głosie. Levi był…
Nagle drzwi się uchyliły, przepuszczając zamyślonego mężczyznę. Eren szybko został przywołany do rzeczywistości, jednocześnie rumieniąc się przez tak śmiałe rozmyślanie o kapitanie. To było niewłaściwe.
- Dobrze, że jesteś, Eren - powiedział Ackerman, wreszcie zauważając skulonego na kanapie chłopaka. Mężczyzna potarł mocno czoło, roztrzepując przy tym dłuższe kruczoczarne kosmyki. Wyglądał na zdenerwowanego.
- K-kapitanie? - zaczął nieśmiało, kręcąc się na sofie. Spojrzenie jego kapitana było zbyt intensywne, a zwracając się do niego, musiał się mierzyć z tymi tajemniczymi oczami. - Czy… czy coś się stało? Czy.. coś zrobiłem?
Nastała chwila ciszy. Eren bał się obserwować twarz Ackermana, ale nie miał wyboru. Musiał widzieć jego reakcje. Zerknął jedynie na chwilę i…  od razu się zarumienił.
Levi uśmiechał się do niego tak… tak… nawet nie wiedział, jak to opisać!
- Nie, Eren - wypowiedział ze starannością jego imię, spokojnie podchodząc do kanapy. Usiadł blisko szatyna, opierając dłoń na oparciu za głową Erena. Założył powolnie - jakby z ociąganiem - nogę na nogę.
- A-ale… - zaczął lękliwie, pocierając nagie ramię. Gdy się denerwował, dotyk skóry pomagał mu się odprężyć. Zauważył, że w kontakcie z Ackermanem coraz częściej zdarzało mu się denerwować. Stresował się tak, bo nie chciał się przed nim wygłupić. Bardzo go szanował. – Wygląda… wygląda kapitan na… na zdenerwowanego – dokończył jękliwie, czując, że jego wysiłki idą na marne. Właśnie robił z siebie głupka! Nawet nie potrafił się wysłowić!
Co za kompromitacja! – jęczał w duchu.
- Hym -  mruknął mężczyzna, z dokładnością wpatrując się w zmieszanego chłopaka. Chwycił dwoma palcami jego brązowy kosmyk, poczynając się nim bawić. - Być może byłem zły… - zaczął z zmarszczonymi brwiami, ale po chwili uśmiechnął się delikatnie. - ale nie byłem zły na ciebie, Eren.
- Nie na mnie… - powtórzył zadowolony, mając teraz w głowie jedynie te konkretne słowa. Kapitan się nie zdenerwował na niego! Nie był zły! Był przez to tak rozkojarzony, że praktycznie nie zauważył, jak Levi przycisnął się do niego jeszcze bliżej. - A na kogo byłeś zły, kapitanie? – dopytał już uspokojony, że to nie on  był powodem złego humoru Ackermana.
- Na Hanji - wyjaśnił spokojnie, schodząc palcami na głowę Erena. Zaczynając ją masować, przeczesywał czekoladową czuprynkę. Chłopak zamruczał zadowolony z tej pieszczoty, bezwiednie przybliżając głowę do przyjemnego dotyku.
- C-czemu? - jęknął, gdy Ackerman pomasował go za uchem. Miał tam wrażliwe miejsce, a mimo tego kapitan, często go tam gładził. Zadrżał.
- Nie chcę, abyś przy załodze jadał lubieżnie i tak też chodził – powiedział cichym, basowym głosem, nachylając się do dotykanej części głowy szatyna,  zaczynając drażnić pobliski płatek swoim ciepłym oddechem.
- C-chodzić… mam z-zmysłowo - ledwie wykrztusił przez zaciśnięte gardło. Nie mógł się odsunąć, ponieważ dotyk Ackermana wpływał na jego wręcz rozmiękłe ciało. Nie potrafił się poruszyć i uciec od tego palącego kontaktu. To było takie dziwne, ale też… przyjemne.
- Mym - zamruczał w odpowiedzi czarnowłosy, nosem pieszcząc szyję Erena. - Ale nie wiesz, jak to robić. Jak chodzić, poruszać się zmysłowo, prawda? – dopytywał spokojnie, ale właśnie ten opanowany głos, wpływał na Erena jeszcze dotkliwiej. On nie mógł się w żadnym stopniu uspokoić. Jego oddech przyśpieszył, a przez to klatka piersiowa unosiła się dynamicznie.
- N-nie - odpowiedział szczerze zażenowany. Wiele jeszcze nie wiedział. - Ale się dowiem! – wykrzyknął żarliwie. Będzie się uczył dla swojego kapitana! - Pani Hanji…
- Nie! – Mężczyzna szybko uciął jego rosnący zapał, odchylając się nieznacznie. Szatyn nagle został złapany w pułapkę kobaltowego, przeszywającego spojrzenia. - Ja cię tego nauczę – oświadczył z uśmieszkiem, mrużąc przy tym oczy. - I masz się tak zachowywać tylko wtedy, gdy będziemy sami.
- A-a… je- jedzenie? - dopytał, ciężko przełykając. Nadal nie był w stanie spuścić wzroku. Widział przez to jak smukłe palce Ackermana, poczynając dotykać dołu jego brzucha, by sunąć powolnie ku górze, wzdłuż mostka. Jęknął pod wpływem tego palącego dotyku.
- Również jedynie na osobności – dodał stanowczo, przy tym kiwając głową z uśmiechem. – Eren…- mruknął, dotykając jego palącego go policzka. - Co teraz czujesz, Eren? - zapytał cicho, nie zatrzymując się w swych działaniach. Poruszał palcami po jego twarzy i nadal oczekiwał odpowiedzi. Ale jak miał się teraz skupić?! Chłopak musiał przymknąć powieki, by zastanowić się na wypowiedzianych słowach.
- Ciepło mi…  to miłe – wyjawiał swoje odczucia, pamiętając podane słowa z książek pani Hanji. Miał ograniczone słownictwo, ale starał się ze wszystkich sił powiedzieć, jak się teraz cudownie czuje. - Moje ciało… tak mi dobrze… - stęknął, gdy chłodne palce odnalazły jego sutek.
- Dobrze? Tak ci dobrze, Eren? - padały pytania, a w tym czasie dotyk się zmieniał. Stał się mocniejszy, dogłębniejszy, inny. Ackerman badał jego ciało masując je i lekko wbijając pace, by wyczuć wrażliwe miejsca. Najdłużej spędził przy sutkach, kiedy to je pociągał i rolował. Eren wyginał się pod  wpływem jego dotyku. To było takie porażające doznanie.
- Levi… - jęknął gardłowo Eren, nadal usilnie nie otwierając oczu.
Nie uchylił powiek nawet wtedy, gdy nagle jego pozycja uległa zmianie. Teraz całkowicie leżał na miękkich poduszkach kanapy, a Levi pochylał się nad jego rozgrzanym ciałem, otaczając je po obu stronach swoimi mocnymi dłońmi. Poczuł też jak biodra jego kapitana zaczynają ocierać się o te jego. Stęknął, gdy nacisk się ponowił i to z większą gwałtownością.
- Eren - został przyzwany, ale zignorował to, zbyt pochłonięty swoimi myślami. Jego imię wypowiedziano w tak… w tak… Nie mógł pojąć, dlaczego kapitan tak wymawia jego imię!? Dlaczego za każdym razem właśnie tak układa przy tym usta!? Dlaczego tak to działało na jego ciało?! Dlaczego właśnie Tak?! – Eren – usłyszał ponowione przyzwanie. Teraz musiał rozchylić powieki, by zmierzyć się z tak ciepłym spojrzeniem. Jego policzki momentalnie zapłonęły.
- Co o mnie myślisz, Eren? - zapytał lekko, nadal go nie puszczając. Spojrzenie mężczyzny stało się twardsze.
- C-co myślę? – powtórzył, zastanawiając się nad tym pokrętnym pytaniem. - Jest kapitan wyjątkowy.
-A czym jest wyjątkowość? - dopytywał Ackerman, przysuwając swoje usta do szyi chłopca. Eren zadrżał nie wiedząc, co planuje brunet.
- P-ani Haji… - zaczął niepewnie, nagle stękając. Czarnowłosy zaczął całować jego szyję, niespodziewanie się na niej zasysając. Czuł drażniący chłód na skórze, gdy mężczyzna zmieniał miejsce swoich pocałunków. Zadrżał, gdy poczuł wilgoć na skórze.- t-tłumaczyła, że… to coś, co ma dla nas duże znaczenie. Jest dla nas ważne…
- Jestem dla ciebie ważny, Eren? – szeptał, tworząc szlaczek pocałunków od szyi przez żuchwę i kończąc na kąciku ust.
- T-tak - jęknął niepewnie. Nie znał się na tym wszystkim. Po prostu mówił to, co uważał za właściwe. Nie znał jeszcze tak dobrze języka Levia, ale miał nadzieję, że się nie pomylił. A teraz, gdy zastanawiał się nad poprawnością swoich słów, jego kapitan uśmiechnął się szeroko, stykając ich usta. To nie był pocałunek. Ich wargi po prostu były na tyle blisko, że ledwie się dotykały. Eren zapragnął, aby ten milimetr wyparował, został zmiażdżony przez wargi Ackermana. Ale dlaczego? Dlaczego tego chciał? Dlaczego tak rozpaczliwie tego pragnął i to od drugiego mężczyzny? Czemu nie mógł czuć czegoś takiego przy wioskowej kobiecie i założyć z nią rodziny? Czemu przez to, że był inny, słabszy, dziwniejszy od reszty musiał trafić do lasu na przymusowe sprawdzenie swojej wartości? Dlaczego znalazł się tutaj, otoczony ramionami jakiegoś mężczyzny, czując się jakby się rozpływał?
Jego zawiłe rozmyślania przerwał Levi, który najwidoczniej odgadł jego pierwotną prośbę.
- Eren… - mruknął na koniec, wreszcie łącząc ich wargi.
Chłopak nie wiedział, jak się zachować. Wargi jego kapitana były suche i twardawe, ale niesamowicie dopełniały te jego - miękkie i wilgotne. Raz po raz poruszał nimi, odpowiadając ruchom tych należących do mężczyzny, ale wiedział, że się w tym wszystkim gubi. Jeszcze nigdy się nie całował. Był najstarszym chłopakiem w wiosce, który nie miał żadnego doświadczenia. Kobiety go nie chciały ponieważ był delikatny i nie dość męski. Nigdy nie lubił zabijać zwierząt, a raczej wolą je oswajać, jak to uczynił z Tytanem. Przez to był uznawany za słabego i niegodnego uwagi. Nawet jego imię – Eren – było nadawane kobietom, lub za wcześnie urodzonym dzieciom. I on był jednym z nich.
Dlatego teraz dominującym uczuciem było – zagubienie.
Nie wiedział jak się w tym odnaleźć. Kapitan zawadzał językiem o jego zamknięte wagi, skupiając się na ich połączeniu. Nie wiedział co robić. Bał się tego wszystkiego, a zwłaszcza tego obezwładniającego uczucia tuż pod pępkiem, które jedynie rosło i schodziło dalej. Miał wrażenie, że kapitan dobrze czuje jego podwyższoną ciepłotę, zwłaszcza tamtych kręgów i pomimo tego dłoń mężczyzny znalazła się niebezpiecznie blisko jego krocza.
Momentalnie przypomniał sobie te sytuacje, gdy jego - jak to nazywała Pani Hanji - członek zaczynał twardnieć i po pewnym czasie nawet boleć. Wstydził się tego, że aby znów miał opaść, chłopak musiał go sprawnie podotykać, co sprawiło mu nie małą przyjemność. Jedynie Pani Hanji wiedziała o jego wstydliwej przypadłości i nie pogardzała nim, czy wyśmiewała. Często pytała w jakich momentach się podnieca i o czy wtedy myśli. Zażenowany przyznał, że dochodziło do tego w obecności kapitana, a zwłaszcza w chwilach, gdy ten go dotykał. To było tak cudowne uczucie – będąc przez niego dostrzeganym i dotykanym, że nie potrafił nad sobą zapanować. Był taki obrzydliwy.
A teraz? Gdy był już bliski momentu, gdy jego członek zaczynał twardnieć, kapitan – osoba tak dla niego ważna - mogła go za chwilę nakryć na tak zawstydzającej rzeczy!
Zareagował mimowolnie.
Gwałtownie odepchnął kapitana, który zaskoczony, uderzył głucho o podłogę. Dopiero po chwili zdezorientowany i oszołomiony upadkiem, uniósł spojrzenie na Erena. Jego spojrzenie momentalnie stężało i wyrażało autentyczny szok. Eren nie wiedział, co dokładnie dostrzegł kapitan, ponieważ chłopiec, nie czekając na pozwolenie, uciekł  z kajuty. Zalewany łzami, usłyszał w swej ucieczce jeszcze głośny krzyk kapitana, który  rozpaczliwie wołał jego imię. Ale on nie mógł zareagować. Nie teraz, gdy jego ciało nadal płonęło i czuł, że jeszcze chwila sam na sam z kapitanem, a jego podniecenie osiągnie określony stopień.
Wydostając się już z pokładowych korytarzy i zbiegając po rampie, zatrzymał się oszołomiony, nie wiedząc dokąd pójść. Miał do wyboru dwie opcje - wrócić do lasu i już nigdy nie spotkać Levia, lub zostać i szukać odpowiedzi na dręczące go pytania. Wiec on tak słaby i tchórzliwy …  mógł zrobić tylko jedną rzecz.


-6- Pojętny

Nauka Erena trwała już od dobrych czterech miesięcy. W tym czasie Hanji miała szczęście, że nie straciła połowy zębów, jak i nie wszystkich. Jednakże nie mogła tego samego powiedzieć o swoich okularach. Jej przydomek Czterooka powoli wychodził z użycia, ponieważ Ackerman specyficznie pozbawiał Hanji tego charakterystycznego przedmiotu. Specyficznie, bowiem niejednokrotnie otrzymała od niego w zęby i to pomimo jej przynależności do żeńskiego grona.
Lecz ku temu był konkretny powód.
Hanji nauczyła szatyna, jak się formułuje proste zdania, oraz wykorzystując zabrane materiały z poprzednich misji, mogła bez problemu uczyć go potrzebnych słówek. Okazało się również, że język Erena nie jest tak skomplikowany i trudny do rozszyfrowania, jak to się na początku zdawało. Hanji już wcześniej bawiła się w filologa innych cywilizacji i po zaledwie kilku tygodniach oznajmiła Ackermanowi, że Eren już niedługo będzie im słodko świergotał, posługując się przy tym ich językiem. Dzięki tym drobnym naukom i po danym czasie chłopak mógł zacząć normalną rozmowę z Leviem, w której już coraz rzadziej nadarzała się nić nieporozumień. Szatyn był bardzo pojętny, co niestety było też największym przekleństwem Ackermana.
- Eren… - zaczął niepewnie Levi, widząc jak chłopak z nienależytą do sytuacji seksualnością, pochłaniał czubeczek banana. Bawił się przy tym językiem, wprawiając większość załogi w soczyste rumieńce i skrępowanie. Marynarze oswojeni już z osobą Erena w ich kręgu, bez problemu przygarnęli do siebie jowialnego, uroczego chłopaka i z przyjemnością spędzali z nim czas przy wspólnych posiłkach. Jednak teraz Ackerman żałował, że jego ludzie byli świadkami tego bezwstydnego zachowania jego złotego chłopca. - Mogę wiedzieć, co robisz? – wykrztusił, uprzednio odkrząkując. W ustach nagle zrobiło mu się sucho, a i jego ludzie mogli mieć podobne problemy, gdy tak nagle zaczęli przełykać ślinę.
Chłopak nadal trzymając w ustach wspomniany owoc, zwrócił swoje wielkie, rozbrajające oczy w kierunku Ackermana, co było w tym wszystkim najgorsze. Kontakt wzrokowy, kiedy to Eren tak kusząco rozchylał swoje różowiutkie usteczka, przywodził na myśl same nieprzyzwoite myśli i stawiał Ackermana w niezręcznej sytuacji. Nie mógł dopuścić, aby załoga zaczęła się z niego naśmiewać po działaniu cholernego bachora. Ponownie krząknął, przybierając stanowczy wyraz. Przez to chłopak wypuścił z ust ledwo nadgryziony owoc, spoglądając nieśmiało na bruneta.
- Pani Hanji powiedziała, że tak powinienem jeść przy kapitanie - wyjaśnił niczego nieświadomy. Używał przy tym tak niewinnego głosu, że Levi ponownie walczył ze sobą, aby w tej chwili nie rzucić się na tego chłopaka i nie pokazać mu czym mógłby zastąpić tego przeklętego banana. Nawet rozmiar by mu się zgadzał. Jednak czuł rozbawione, jak i lekko rozpalone spojrzenia załogi, a to mu przywracało trzeźwość umysłu. Cholerny dar Erena, znacząco go upajał.
- Czyli jak? - dopytywał spokojnie, ukrywając rosnącą furię na pewną, martwą już kobietę.
- Czyli… - zawahał się, rozglądając się na boki. - Mam jeść banany… lu… lubi… lubieżnie! - wyjaśnił z zadowoleniem, wreszcie składając do końca ostatnie - znaczące - słowo. Cała załoga zamarła, wpatrując się z szokiem w kapitana. Chłopak niczego nie pojmując, tłumaczył dalej. – Nie wiem, co to znaczy, ale pani Hanji mi pokazała. Mówi, że tak się jada przy kapitanie, aby był zadowolony.
- Bardzo dobrze, Eren - pochwalił chłopaka, znajdując nowe pokłady energii na zachowanie spokoju. Podpierając się rękoma na stole, poniósł się powolnie z miejsca. Rzucał też ostrzegawcze spojrzenia do reszty zgromadzonych w stołówce, a zwłaszcza do pewnej nad wyraz rozbawionej grupki. - Czy Pani Hanji… – powtórzył słodko jego słowa opisujące tą pieprzoną idiotkę, podchodząc do chłopaka. - nakazała ci, robić coś jeszcze w mojej obecności?
Zamyślony chłopak podrapał się w niczym nie zakrytą pierś. Odmawiał ubrania czegoś na ramiona, tłumacząc się, że w bluzkach ma wrażenie, że materiał go pochłania. Dużym sukcesem było skłonienie go do założenia jasnobrązowych, porządnych szortów. Dzięki temu już nie tak bardzo kusił swym roznegliżowanym ubiorem, a raczej jego brakiem.
- Mówiła też, aby chodzić przy kapitanie… eee… zmy… zmysłowo! - Pokiwał na potwierdzenie głową, uśmiechając się przepraszająco. - Ale jeszcze nie wiem, jak to robić, kapitanie. Przepraszam – dodał na koniec pokornie, przy czym cholernie urzekająco zamrugał oczętami.
- Rozumiem – powiedział, lekko czochrając i tak już zmierzwioną czuprynę. - Bardzo dobrze, Eren. Wiesz może, gdzie jest Pani Hanji?
- Mym? – zamyślił się, unosząc wzrok. Ackerman nadal głaskał go po włosach, mając głęboko w swoim poważaniu natrętnych gapiów. Jedynie chłopak nie domyślał się drugiego dna w bezwstydnych gestach Ackermana. - Chyba jest w gabinecie, kapitanie. Szuka kolejnych materiałów na nasze popołudniowe zajęcia – odparł po chwili, uśmiechając się niepewnie.
- Dobrze. Kończ jedze… - zawahał się i gwałtownie urwał. Spojrzał ponownie na leżącego na ławie banana i na resztę rozbawionej i nadal zarumienionej załogi. - Kończ jedzenie, ale zrób to u mnie w kajucie – dokończył polecenie, poprawiając poły płaszcza. - Za chwilę do ciebie przyjdę – pogłaskał go szybko po policzku, które uległy pod naporem szerokiego uśmiechu.
- Dobrze, kapitanie! - krzyknął szczęśliwy Eren, zrywając się z miejsca. Porywając w dłonie swój zakazany owoc, pobiegł do drzwi. Levi skierował się za nim do wyjścia, ale jeszcze odwrócił się do zebranych w stołówce.
- Jeśli któryś choć o tym wspomni, będzie szorował cały statek po naszym powrocie do portu- wywarczał grożenie, odruchowo kładąc dłoń na głowice miecza. Widząc ich niknące rumieńce pod naporem bladości, zrozumiał, że jego groźba dotarła do tych rozbawionych majtków. Uśmiechnął się zwycięsko, kierując się już w stronę gabinetu Hanji, która powinna już dawno wypłynąć tratwą na morze, aby ocalić swoją skórę.
- Nikt nie będzie się rumienił pod wpływem Erena - mruknął pod nosem, podwijając rękawy płaszcza.

-5- Mam go uświadomić?

Pracująca załoga, Hanji i te osoby, które krzątały się wokół nowo powstałych drewnianych domków, jak jeden mąż zaczęły się gapić na przybyłą z lasu dwójkę mężczyzn. Jednym z tych mężczyzn był ich ulubiony kapitan, ale tym razem to nie jego wybitna osoba stała się obiektem powszechnej fascynacji. Ackerman był tego świadom. Gdy wyszli już na ogrzany słońcem piasek, dało się słyszeć masowy wstrzymywany dech oraz wychodzące z gardeł jęki zaskoczenia. Nawet o wszystkim powiadomiona Zoe stał w bezruchu z coraz to bardziej poszerzającym się uśmiechem, który za chwilę mógł rozerwać jej policzki. Levi nic sobie z tego nie robiąc i nadal nie puszczając dłoni Erena, pociągnął chłopaka w kierunku przycumowanego do wybrzeża statku. Miał totalnie gdzieś nachalne i zaszokowane spojrzenia. Teraz liczył się tylko jeden człowiek na całym zasranym świecie, a zwłaszcza na wybrzeżu.
Ukradkiem zerknął na Erena i już wiedział, że zafascynowanie nowym mieszało się u niego z płochliwą naturą niecywilizowanego człowieka. Levi musiał go szybko zaciągnąć w odludne miejsce, aby nie obciążać zbytnio chłopca. Już za wiele miał zmartwień, a Ackerman nie mógł przewidzieć zachowania załogi. Mogliby podbiec do nowoprzybyłego i zacząć bombardować Ackermana niewygodnymi pytaniami na temat tubylca, tym samym wprowadzając Erena w większe zaniepokojenie. Dlatego zawyrokował, że odpowiednim dla Erena miejscem będzie jego kajuta. Oczywiście nie ukrywał, że chciał mieć szatyna pod ręką, ale fakt, że musi chronić chłopaka przed innymi był decydujący w jego postanowieniu.
Gdy znajdą się już w bezpiecznym pomieszczeniu, później jak Eren lekko ochłonie, sprowadzi czterooką, aby zajęła się jego edukacją i może… ubiorem? Chociaż… Czy naprawdę chciał, aby Eren pozbawił go takiego widoku? Wyrzeźbiony brzuch, dobrze zarysowana klata, wystające obojczyki i ta opalenizna, która mogła być naturalna, lub spowodowana działaniem słońca przez lata w dziczy bez żadnego kremu, czy lepszego odzienia - to wszystko sprawiało, że Levi mruczał w duchu z uznaniem i uwielbieniem dla jego urodziwej budowy.
Mógłby mieć takie widoczki na co dzień, ale bardziej nie chciał, aby irytujące go spojrzenia reszty załogi mogły bezkarnie taksować jego Erena. Tak - jego Erena! Postanowił przygarnąć tego chłopaka i wychować go jak na człowieka przystało, dlatego nie skąpił w określeniu Erena swoim.
Gdy zamknął już za chłopakiem masywne drzwi swojego pomieszczenia kapitańskiego, pojął z opóźnieniem, że znajdują się w odludnym miejscu, położonym w samym centrum terytorium Ackermana.
Zaintrygowany szatyn będąc całkiem nieświadomym bezwstydnych myśli Levia, przechadzał się po pomieszczeniu, badając gładkimi - o czym zdążył się przekonać Ackerman - palcami polakierowane ciemne meble, puszysty granatowy dywan, powierzchnię szkła okna, a zwłaszcza teksturę jego dokumentów. Levi zignorował naruszenie jego nienagannego porządku, zachodząc Erena od tyłu i spoglądając mu przez ramię. Chłopak właśnie trzymał oficjalne rozporządzenie wyprawy zorganizowanej przez jego przełożonego - Erwina Smitha. Nie chciał o nim teraz rozmyślać, mając przed sobą smukłe plecy i ten seksownie ukształtowany tyłeczek odziany jedynie w beżową skórę.
Chłopak odwrócił się szybko do Ackermana, wyczuwając powiew ciepłego powietrza na karku. Uśmiechnął się niepewnie, wskazując na kartę, a raczej na umieszczonej na niej elegancko napisane litery. Zmarszczył brwi w niezrozumieniu, wzdychając z niezadowoleniem.
-Wiem, Eren – mruknął Levi. Wiedział, że Eren również męczy się z tą postawioną między nimi granicą. Wyjątkowo upierdliwe były ich próby w zrozumieniu słów tego drugiego. - Ale i na to coś zaradzimy.
I znów niepowodzenie.
Przymknął z irytacją oczy, mając jeszcze pod powiekami widok zmieszanego chłopaka, nerwowo drapiącego ramię. Odrzucił od siebie niechciane myśli i irytację na te przeciwności, ponownie mierząc się z tym świetlistym złotem. Eren wpatrywał się w niego, przejeżdżając zainteresowanym spojrzeniem od stóp do głów, zatrzymując się na wyposażeniu i innych dodatkach. Najwięcej czasu poświęcił na analizie jego żabotu. Ackerman prychnął rozbawiony, po chwili rozwiązując materiał pod szyją.
- Żabot - wskazał na materiał, podsuwając go Erenowi. Chłopak zamrugał dwukrotnie, wyciągając niepewnie dłonie. Biały skrawek bardzo odznaczał się na ciemnej skórze.
- Ż…ż…ż… - powtarzał pierwszą literę, układając śmiesznie usta, które ukazywały zaciśnięte szczęki. - Ż…Ża…Żabo…t - wycedził wreszcie, zabawnie dołączając ostatnią literkę do wymawianego wyrazu. Ackerman tłumił śmiech, ale postanowił nie powstrzymywać uśmiechu. Pokiwał twierdząco głową, na co zadowolony chłopak wypiął dumnie pierś.
- Ża…bot- wypowiedział ponownie, ale już płynniej. - Żabot, żabot, żabot…
-Tak, tak - potwierdził Levi, unosząc oczy w niemym pobłażaniu. Chłopak ekscytował się jak najzwyklejszy bachor i nie widać było różnicy przez jego pochodzenie. – Żabot – potwierdził jeszcze raz, zabierając swoją własność, ale już jej nie zakładając. Położył materiał na biurku, wyciągając dłoń do chłopaka. - A teraz chodź, Eren.
Chłopak nie wiedział, o co chodzi, ale zareagował na swoje imię. Ackerman musiał naprawdę ze sobą walczyć, aby nie porównywać Erena do małego, posłusznego psiaka, który kroczy za swoim panem, rozpoznając, jak na początek jedynie swoje imię. To tak, jakby czekał, aż mężczyzna nauczy go nowych sztuczek, a tymi sztuczkami było - nauczenie go języka Ackermana i pokazanie świata z jakiego pochodził Levi.
Poprowadził chłopaka do, stojącej przy oknie, sofy, wskazując na nią dłonią.
- Kanapa - wyjawił jej tajemniczą dla szatyna nazwę, siadając na niej. – Chodź. - Wyciągnął w jego stronę dłoń, czekając na jego reakcję. Chłopak zawahał się, ale po chwili złączył ich palce i pokierowany przez Ackermana usiadł na miękkich poduszkach. Widocznie zbyt miękkich - bo jak to mały chłopiec - musiał pounosić swoje bioderka, by ponownie opuścić je na kanapę. Chichocząc, wprawiał w ruch poduszki, co Levi przyjął z lekkim prychnięciem.
- Bachor - podsumował jego zachowanie, ale z rozbawieniem. Wszystko dla tego smarkacza był nowe i pociągające, ale dla Levia pociągająca była pewna osóbka. - No już, już - zastopował zachwyconego chłopaka, chwytając jego ramiona, przez co nie mógł się już unieść.
Przekręcił go do boku, przez co jego noga trafiła na kanapę. Chłopak poprawił się na siedzeniu, wsuwając ów nogę pod siebie. Dziwnym trafem Ackerman nie przejął się tym, że jego brudna - jak to po bieganiu w bezdrożnej dziczy - stopa trafiła na jego, do niedawna czysty, mebel. Za to wpatrywał się w jego szeroki uśmiech i lekkie rumieńce na polikach. Zachciał jeszcze raz usłyszeć ten perlisty śmiech i podejrzewał, że miał na to duże szanse. Pochylił się nad chłopakiem, sprawiając, że ten opadł zaskoczony na poduszki. Levi uśmiechnął się szelmowsko, po chwili zbliżając swoje usta do, zakrytego przez brązowe kosmyki, ucha. Delikatnie odgarnął jego miękkie w dotyku włosy, szepcząc zmysłowo:
- Jeszcze nie teraz, Eren, ale kiedyś powtórzymy tą pozycję w innej sytuacji – wypowiedział, tą okrytą tajemnicą, obietnicę i odchylił się niewinnie uśmiechnięty. Dzięki temu dostrzegł niepewność chłopaka, która już po chwili została zastąpiona przez gwałtowne napady śmiechu.
- Levi!!! - krzyczał i popiskiwał, kiedy chłodne palce Ackerman łaskotały jego odsłonięte ręce i brzuch, przez co wiercił się i wyrywał, jakby wpadł po brzegi w mrowisko. - Levi!!!
Najdziwniejsze było to, że brunet zawtórował Erenowi. Zaczął, co jakiś czas, śmiać się zwycięsko, gdy z gardła szatyna wychodził bardzo pociągający jęk.
Kontynuował torturowanie obnażonego ciałka Erena, dopóki postanowił się nad nim łaskawie zlitować.  Przestał go łaskotać, gdy spomiędzy warg otrzymał w zapłacie jeszcze kilka uroczych pisków i westchnień. Zmęczony chłopak - całkowicie zdominowany przez zabawę Ackermana - wtulił się w oparcie kanapy, przymykając oczy. Oddychał szybko, a rumieńce na policzkach jedynie się pogłębiły, jednak mimo tych bezdusznych zabiegów Ackermana nadal się uśmiechał.
Levi, nadal pochylony  nad chłopakiem, spoglądał na tą anielską twarzyczkę okoloną brązowymi kosmykami. Wspomniał ich pierwsze spotkanie, a teraz jeszcze bardziej się upewnił co do wyjątkowości Erena. Nie mógł i nigdy nie będzie w stanie go zabić. Przesunął jeszcze raz dłonią po jego ciepłym policzku, gdy do kajuty wpadła zdyszana Hanji.
- Leeeviiiś!!! – krzyknęła, przeciągając samogłoski, lecz momentalnie zamilkła, wpatrzona w zaistniałą scenkę. Uśmiechnęła się podejrzliwie, zapewne mając na uwadze leżącego pod Akermanem Erena oraz to, gdzie dłoń jej kapitana się znalazła. - Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam? - zapytała niewinnie, poprawiając trzymany w dłoniach stos podręczników.
Levi jedyne uniósł brew, poprawiając się na kanapie. Usiadł już normalnie, dostrzegając kątem oka, jak Eren idzie w jego ślady. Chłopak wcisnął się w róg sofy, podkulając nogi do piersi. Rzucał przy tym zlęknione spojrzenia w kierunku Hanji oraz takie błagalne do Levia. Chłopak nie musiał o nic prosić, Ackerman bez tego miał zamiar go chronić. Mimo tego miło było popatrzeć na te nieme prośby w złotych oczach.
- Ty zawsze we wszystkim przeszkadzasz - westchnął ciężko Ackerman, unosząc się z trudem. - Masz chociaż pewność, że nauczysz go naszego języka? – zapytał z lekkim sceptycyzmem.
- Oczywiście!! - oburzyła się, unosząc brodę. - Daj mi z kilka miesięcy, a nasz Erenek będzie rozumiał większość naszych słów! – popukała o okładki książek, wolną dłonią poprawiając okulary.
- Nie Erenkuj mi go, czterooka - warknął Ackerman, na co Hanji zaśmiała się donośnie, rzucając ukradkowe spojrzenia na zdezorientowanego chłopaka.
- Mam tylko jedno pytanko, kapitanieee – zaczęła niewinnie, a Ackerman już wiedział, że nie przeżyje psychicznie jej wypowiedzi. Kontynuowała, podchodząc do Erena i przyglądając się – według skromnej opinii Ackermana – z zbyt bliska jego twarzy.
Dokończyła lekkim tonem, od którego Leviowi podniosło się ciśnienie:
- Mam go też uświadomić, jeśli chodzi o związki homoseksualne?

-4- Poszukiwany Skarb

- Levi!!! - Krzyk Hanji zawsze był drażniący, ale tym razem niemal ranił bębenki. Ackerman miał wrażanie, że za moment z jego uszu pocieknie krew, zwiastując upośledzeniem kondycji jego cennego słuchu. – Gdzie on? !!Gdzie on jest?!!
Wychodząc z buszu i opuszczając bezpieczną zasłonę drzew, od razu zderzył się z Zoe, która - zapewne - od momentu wejścia Ackermana do lasu, koczowała w pobliżu w oczekiwaniu na jego rychły powrót. Powrót z nowym okazem do jej chorych eksperymentów. Dlatego jej zapał dodatkowo wkurwił Ackermana. Owszem, odda chłopaka w ręce Zoe, ale nie w celach pieprzonych badań, a dla nauki języka. Nie zamierzał się spokojnie przyglądać, gdy ta wariatka będzie próbowała położyć swoje zachłanne łapska na jego złotym chłopcu.
- Zamknij się, czterooka ślepoto – warknął, rozmasowując sobie obolałe ucho. – I co się głupio pytasz!? Przecież, Eren jest…- odkręcił do tyłu głowę, spotykając się z pustką. Nie było go. Nie było Erena! - Co, do portowej kurwy?!! – wykrzyknął jeszcze głośniej niż Hanji, szybko rozglądając się w kierunku lasu. Kiedy Eren się odłączył? Kiedy Ackerman zgubił go w drodze na wybrzeże?
- Nie chciał przyjść? – wpieprzyła się ze swoimi jękami Hanji, gdy zrozumiała, że sam Ackerman nie wie, gdzie podział się Eren. - Nie przekonałeś go? Zapewne się ciebie wystraszył! Mówiłam ci Levi, abyś był milszy w kontakcie z ludźmi, a zwłaszcza z tubylcami…
Brunet już jej nie słuchał, bowiem wpatrywał się w zarośla, przeszukując je wzrokiem. Wreszcie natrafił na kawałek czegoś, co nie należało do podszycia lasu.
- Nie waż się stąd ruszyć! - warknął najbardziej przerażającym tonem, na jaki było go stać, tym samym przerywając kazania Zoe o jego nieprzystępnym charakterze i problemach w zawieraniu nowych znajomości. Na koniec dorzucił jeszcze swój, mrożący krew w żyłach, wzrok. - Zrozumiano!? - Niemrawe skinięcie dało mu jasną odpowiedź, więc nie czekając i kolejny raz nie upominając tej idiotki, ruszył w głąb buszu.
Gdy drzewa całkowicie przesłoniły jego osobę i nie dostrzegał już wybrzeża, odnalazł Erena skulonego przy spróchniałym, powalonym pniu. Spoglądał płochliwie na Levia, obejmując kolana rękami i przyciskając je w obronnym geście do piersi. Jego przerażony wzrok zdradzał wszystko.
- Eren?- ukucnął przy nim, spokojnie zbliżając do niego dłoń. Gdy chłopak nie protestował, wsunął swoje smukłe pace w te cudowne pasma w odcieniu czekolady. Na niespodziewaną pieszczotę chłopak na chwilę przymknął oczy. - Nie skrzywdzę cię, Eren - mówił stanowczo, lecz nadal delikatnie. Nie chciał przestraszyć szatyna ostrzejszym tonem, dlatego mówił do niego spokojnie i lekko. Odrzucał myśl, że zachowuje się przy nim, jak przy spłoszonym zwierzątku, a skupił się na obserwowaniu zmartwionego wyrazu chłopca.
- Levi… - Tylko tyle zrozumiał Ackerman.
Reszta chaotycznego mówienia i produkowania się szatyna legła pod masywnym murem bariery językowej. Levi jednak musiał przyznać, że sposób wymowy słów przez Erena był bardzo urzekający. Miękkie litery były niemal melodią dla jego uszu, które niedawno przeżyły gwałt przez rozwydrzoną Hanji.
- Spokojnie, Eren - zakończył jego bezcelowy monolog, by po chwili niepewności przyciągnąć chłopaka do swojej piersi. Chłopak się nie opierał. Gdy Eren wtulił się w jego tors, a delikatne kosmyki załoskotały Ackermana w policzek, dokładnie poczuł jego drżące ciałko.
Eren naprawdę był przerażony. Jego smukłe, lecz nad wyraz umięśnione plecy drgały pod dotykiem Ackermana, a sam chłopak za nic w świecie nie mógł się uspokoić. Desperacki uchwyt karmelowych dłoni na jego koszuli wystawiał guziki bluzki na nie lada wyzwanie. Trzymał się go, jakby za raz miał wyjść na spotkanie ze śmiercią.
Ackerman zesztywniał, co nie uszło uwadze wtulonego w niego chłopaka. Eren całkowicie zamarł, czekając na ruch Levia. On zaś delikatnie odsunął od siebie chłopka, aby mieć przed sobą jego oczy. Wpatrywał się w nie jedynie przez krótką chwilę, od razu odnajdując to czego szukał.
Było tak, jak myślał.
- Eren… - zaczął, zmiękczając ton. - Ja cię nie zabiję - powiedział z mocą, jednocześnie uspokajająco gładząc plecy chłopca. – Nie skrzywdzę cię. – Powtarzał, mając nadzieję, że szatyn zrozumie.
Gdy Eren zagwizdał, wtedy przy strumieniu, Levi od razu pomyślał o zdradzie. Myślał, że szatyn chciał go wydać swoim ludziom. Mimo najczarniejszych myśli, zamiast z dzikimi tubylcami, zmierzył się z nadpobudliwym - podobnie co jego właściciel - pchlarzem. A teraz? To Levi ciągnął go do swojego obozu i to jeszcze po tak niefortunnym incydencie! Grożąc Erenowi i warcząc nie lepiej niż ten jego kundel, nie zjednał go sobie, a wręcz zmusił do ostrożności. Chłopak zapewne pomyślał o działaniach Levia, jak on wtedy przy strumieniu – że Ackerman go wydał i prowadzi na śmierć.
Upewnił się w tym wszystkim, gdy zajrzał w te złote tęczówki, które teraz zmatowiały w strachu i niepewności. Eren zawierał w tych piekielnie urzekających oczach wszystkie swoje emocje. Levi dziękował za nie losowi, ponieważ mógł choć trochę rozszyfrować Erena. Dlatego będąc świadomym, jakie niepewności męczą jego chłopca, postanowił działać.
Ujął jego cudowną twarz w swoje chłodne dłonie, by mieć jeszcze bliżej ten niesamowity obraz złocistych oczu. W tym lekko oświetlonym miejscu mieniły się szafirem, szmaragdem, złotem, srebrem - były uosobieniem majątku, którego tak łaknął brunet. Eren był jego poszukiwanym skarbem.
- Nie pozwolę cię skrzywdzić, Eren - mruknął mocno, lecz z pewną dozą… lubieżności? Sam nie wiedział, co zawierał jego głos, ale Eren już chyba tak. Szatyn zadrżał lekko w jego uścisku, zaczynając się niepewnie uśmiechać. Jego brązowe brwi były lekko zmarszczone, ale mimo wszystko starał się rozweselić. Levi nie pojmował, jak ktoś o zdrowych zmysłach mógł się tak beztrosko zachowywać w obliczu niezrozumiałej sytuacji, a nawet możliwego niebezpieczeństwa.
Istny bachor z ciebie, Eren - pomyślał z rozbawieniem, jednak przerażał go fakt, że chłopak był aż tak ufny. Przez to wiedział, że będzie musiał niestrudzenie pilnować Erena, aby ktoś go nie wykorzystał, a co najgorsze – skrzywdził. Tylko on miał prawo wykorzystywać tego chłopca, a o krzywdzie nie miał nawet, co myśleć. Nie byłby w stanie zaatakować Erena, ponieważ wyrzuty sumienia nadal go męczyły. Zwłaszcza obwiniał się w chwilach, gdy jego spojrzenie zatrzymywało się na muskularnej klatce piersiowej Erena, teraz oszpeconej przez małą, już zasklepioną rankę.
- Chodź – rzucił i pociągnął go do góry.
Chłopak wstał i razem już ruszył w stronę wybrzeża. Poczuł lekki opór ze strony Erena, ale Ackerman nie zamierzał się teraz zatrzymać. Nie teraz, gdy był tak bliski spełnienia swojego marzenia o możliwości rozmowy z Erenem. Odkręcił jedynie głowę do wciąż wahającego się chłopaka. Ścisną mocniej jego dłoń, uśmiechając się uspokajająco.
- Będzie dobrze, Eren – zapewnił zmysłowym tonem, wzmacniając uścisk na karmelowej dłoni.
Gdy szatyn uspokoił się po usłyszeniu swojego imienia, odpowiedział niemrawym uśmiechem. Levi wiedział, że go przekonał. Nie całkowicie, ale było już za późno na zmianę zdania, ponieważ… wyszli na wybrzeże.